poniedziałek, 28 października 2013

Zakochani mężczyźni chadzają wolniej

Mężczyna zwalnia kroku, kiedy idzie z kobietą, którą kocha. Z reguły bowiem mężczyźni chodzą przeciętnie szybciej niż kobiety. Dzieje się tak dlatego, że szybkość poruszania uzależniona jest od cech fizycznych. Używamy naszych mięśni i stawów w taki sposób, aby zminimalizować wydatki energetyczne. Masa ciała i długość kończyn wpływają na szybkość chodzenia i tak się składa, że zarówno jedno, jak i drugie, jest u mężczyzn większe.

Ciekawe i niejasne jest natomiast to, co się dzieje, kiedy mężczyzna i kobieta idą razem. Kiedy jedno z nich zmienia tempo swojego naturalnego kroku, aby zrównać je z krokiem partnera, które z nich dostosuje się do tempa drugiej osoby? Okazuje się, że mężczyzna.

Aby dojść do tego wniosku, naukowcy z Seattle Pacific University w Waszyngtonie badali tempo kroków jedenastu mężczyzn i kobiet, podążających, kolejno, samotnie, z osobą tej samej płci, z osobą odmiennej płci, z “ważnym innym” trzymając się za ręce i z “ważnym innym” bez trzymania się za ręce.

Udało się zaobserwować, że mężczyźni idący w towarzystwie kobiety, w stopniu znacznym zwalniali tempo swojego kroku, dostosowując się do idącej obo nich kobiety. Działo się tak jednak tylko wtedy, kiedy te kobiety były dla mężczyzn kimś ważnym, gdy istniała między nimi jakaś relacja emocjonalna. Spacer ze zwykłymi znajomymi, niezależnie od ich płci, nie wpływał na tempo kroku, ani mężczyzn, ani kobiet. Kobiety tylko nieznacznie przyspieszały, spacerując ze swoim partnerem. Ich zmiana tempa była jednak nieporównanie mniejsza niż w przypadku mężczyzn. Według autorów badania, dostosowywanie tempa kroku ma miejsce wyłącznie w przypadku partnerów w związku.

Z punktu widzenia biologii zjawisko to da się wytłumaczyć w ten sposób, że mężczyźni w większym stopniu są w stanie zakłócić swoją równowagę energetyczną (w tym przypadku polegającą na zwolnieniu tempa poruszania się), aby zachować przy sobie partnerkę. System reprodukcyjny kobiety jest bowiem znacznie bardziej wrażliwy na zakłócenia energetyczne, niż mężczyzn. W społecznościach łowieckich, gdzie dochodziło do częstego przemieszczania się na bardzo długie dystansem, zbyt wielkie wydatki energetyczne mogłby wpłynąć negatywnie na możliwość zajścia w ciążę.

Na podstawie:http://healthland.time.com/2013/10/23/men-walk-slower-when-theyre-in-love/

środa, 16 października 2013

Dziecko wie, że ściemniasz

Już półtora roczne dzieci potrafią rozpoznawiać ludzkie emocje i kłamstwa, wykazały badania psychologów z Concordia University opublikowane w Infancy: The Official Journal of the International Society on Infant Studies. Chiarella and Diane Poulin-Dubois pokazują tam, w jaki sposób niemowlęta potrafią wykrywać emocje danej osoby. Oceniają one mianowicie ich zasadność, biorąc pod uwagę kontekst, w jakim dochodzi do obserwacji tych emocji. Badaczki udowadniają, że niemowlęta rozumieją, w jaki sposób znaczenie doświadczenia jest bezpośrednio związane z ekspresją emocji.

Konsekwencje tego odkrycia są poważne, oczywiście w szczególności dla osób opiekującej się niemowlętami. Profesor Poulin-Dubois mówi:

Nasze badanie pokazuje, że małych dzieci nie da się zwieść, wmawiając im, że to, co sprawia ból, jest przyjemne. Dorośli często próbują uchronić niemowlęta przed stresem, uśmiechając się przed dostarczeniem ngatywnego doświadczenia (np. zastrzyku). Dzieci jednak, jeszcze przed ukończeniem 2 lat, potrafią zrozumieć, które emocje odpowiadają tak naprawdę za jakie bodźce"

Badanie przeprowadzono w takie sposób, że po wybraniu 92 niemowlaków w wieku 15 i 18 miesięcy, zainscenizowano przed nimi sytuacje, w których aktor odgrywał kilkanaście scenariuszy. W niektórych emocje aktora odpowiadały odgrywanej w sytuacji, w innych – nie. Na przykład, przedstawieniu pożądanej zabawki towarzyszył smutek. W innym przypadku, skalczeniu palca towarzyszyły emocje typowe dla odczucia bólu.

15-miesięczne dzieci nie wykazywały znaczącej różnicy w reakcji na różne wydarzenia, okazując na przykład empatię wobec wszystkich smutnych twarzy, jakie widziały, niezależnie od tego, z czego one wynikały. Dowodzi to, że rozumienie związku między ekspresjami mimicznymi wyrażającymi doświadczenia emocjonalne nie jest jeszcze rozwinięte w tym wieku.

18-miesięczne dzieci zachowywały się już inaczej. Z łatwością wykrywały, gdy emocje widoczne na twarzy badacza nie zgadzały się z doświadczeniem. Dużo więcej czasu poświęcały na obserwację zachowań mimicznych, a także – co ciekawe – bardzo często szukały w takich sytuacjach wzrokiem swojego opiekuna, aby potwierdzić wątpliwości co do interpretacji tego, co obserwowały. 18-miesięczne dzieci okazywały współczucie tylko w wypadku, kiedy smutna twarz aktora/badacza była połączona z negatywnym doświadczeniem.

Profesor Chiarella wyjaśnia, że bezkrytyczna empatia wobec wszystkich smutnych twarzy obserwowana wśród młodszych dzieci jest zachowaniem adaptacyjnym. “Umiejętność wykrywania smutku i reakcji nań wynika z ewolucji. Jednakże, aby funkcjonować prawidłowo w społeczeństwie, dzieci muszą rozwinąć umiejętność rozumienia zachowania innych poprzez wchodzenie w interakcje, a to wymaga czasu”.

Badaczki pracują obecnie nad problemem, na ile dzieci postawione przed sytuacją, w której wyrażane emocje nie są adekwatne do zaistniałej sytuacji, są skłonne do pomocy i uczenia się od innych.

Poniżej znajduje się film prezentujący przebieg eksperymentu.

Więcej na: http://www.concordia.ca/news/releases/2013/10/16/babies-know.html

poniedziałek, 14 października 2013

Do łóżka!

Nieregularne pory snu, deregulując naturalny rytm organizmu, nie tylko wpływają na niską jakość snu wśród dzieci, ale mogą leżeć u podstaw zaburzeń w rozwoju mózgu oraz umiejętności regulacji niektórych zachowań. Autorka badań opublikowanych w periodyku “Pediatrics”, profesor Yvonne Kelly, stwierdza:

Nieustalone pory snu, ciągłe zmiany pory kładzenia się i wstawania z łóżka, powodują stan umysłu i ciała, przypominający ‘jet lag’ i wpływają nehatywnie na zdrowy rozwój dziecka i normalne funkcjonowanie w ciągu dnia. Wiemy, że wczesny rozwój dziecka ma przemożny wpływ na jego zdrowie i dobrostan w ciągu całego życia. W naszym badaniu staraliśmy się wykazać, jak istotne są w tym kontekście zaburzenia rytmu snu, szczególnie w wieku niemowlęcym.

W badaniu przeanalizowano dane od ponad 10000 dzieci, pochodzące z UK Millennium Cohort Study. Wzięto pod uwagę pory snu osób w wieku trzech, pięciu i siedmiu lat, a także dołączone do tego raporty rodziców i nauczycieli o problemach wychowawczych z tymi dziećmi.

Udało się ustalić istotną statystycznie zależność między regularnością pór snu a ich problemami behawioralnymi. Przyczyna tkwi najprawdopodobniej w zaburzeniach rytmu okołodobowego, prowadzącego do deprywacji snu i w rezultacie zaburzeń w rozwoju mózgu.

Dzieci, które we wczesnym dzieciństwie nie chodzą regularnie spać, osiągają niższe niż przeciętne wyniki w testach behawioralnych: są nadpobudliwe, sprawiają problemy wychowawcze, nie dogadują się z rówieśnikami i mają kłopoty emocjonalne. Wprowadzenie regularnych pór chodzenia spać może w pewnym stopniu odwrócić te niepożądane procesy.

Nieregularne pory chodzenia spać są najbardziej powszechne w wieku trzech lat, kiedy to około 25% maluchów zasypia o różnych porach. Natomiast już wśród siedmiolatków około połowa chodzi spać regularnie między 19.30 a 20.30. Dzieci, które chodzą spać o nieregularnych porach albo kładą się po 21, pochodzą często ze środowisk dysfunkcyjnych społecznie, co zostało wzięte pod uwagę w analizie.

Na szczęście, jak wspomniałem, wyniki badania pokazują, że negatywne skutki nieregularnego snu są do pewnego stopnia odwracalne. Który to wniosek obecnym i przyszłym mam i tatom dedykuję.

Źródło: http://www.ucl.ac.uk/news/news-articles/1310/141013-bedtimes-linked-to-behavioral-problems-in-children

środa, 2 października 2013

Sieci społeczne w islandzkich sagach o Wikingach

Okazuje się, że Wikingowie, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, posiadali bardzo złożony system społeczny. Przeczy to stereotypowym wizerunkiem Wikingów jako milczących, agresywnych dzikusów. Zajęli się tym problemem Pádraig Mac Carron and Ralph Kenna z University's Applied Mathematics Research Centre. Przeprowadzili oni w tym celu szczegółową analizę relacji społeczych opisanych w znalezionych na Islandii manuskryptach.

Wyniki opisano w European Physical Journal. Podstawowym celem analizy było zweryfikowanie, na ile sagi opisujące życie Wikingów mają związek z rzeczywistością. W badaniu zastosowano statystyczną analizę zachowania sieci społecznych. Poszczególne węzły reprezentują w niej jednostki lub grupy, połączone różnego rodzaju powiązaniami (rodzinnymi, politycznymi, ekonomicznymi i innymi).

Autentyczność pochodzących z czasów osiedlania Islandii dokumentów, na których oparte jest badanie, bywa poddawana w wątpliwość. Krytycy twierdzą, że zawierają one zafałszowany obraz ówczesnego społeczeństwa, a badania Mac Carrona i Kenna potwierdzają te błędy.

Rozrysowali oni interakcje między ponad 1500 postaci pojawiających się w 18 sagach, w tym pięciu najbardziej znanych epickich opowieściach. Wynikło z nich, że ogólnie rzecz biorąc, sagi Wikingów odzwierciedlają dosyć dokładnie rzeczywistą strukturę i dynamikę sieci społecznych. O ile opowieści o banitach mają podobne właściwości do europejskich historii o bohaterach, to – na przykład “sagi rodzinne” różnią się od swoich późniejszch odpowiedników w Europie.

Wykazano również, że powieści Tolkiena, pozostającego pod silnym wpływem literatury nordyckiej, mają inną strukturę od sag kultury Wikingów.

Naukowcy podkreślają, że ich badanie różni się zasadniczo od tradycyjnego podejścia do badań porównawczych starożytnych tekstów. Tamte skupiają się na aspektach jakościowych, podczas gdy tu zastosowano metody statystyczne. Skoncentrowano się nie na poszczególnych postaciach i wydarzeniach, ale na relacjach. Dzięki temu udowodniono, że społeczeństwo opisane w sagach ma właściwości podobne do tych występujących w realnych sieciach społecznych. 

Za: http://www.alphagalileo.org/ViewItem.aspx?ItemId=134994&CultureCode=en

poniedziałek, 30 września 2013

Kiedy ludzie stają się nerwowi, zaczynają śmierdzieć

Kiedy ludzie stają się nerwowi, zaczynają pachnieć odrażająco. Naukowcy uważają, że efekt ten działa jak sprzężenie zwrotne, zwiększając poczucie zaniepokojenia i prowadząc do depresji. Zespół pod kierownictwem dra Wena Li z University of Wisconsin-Madison opublikował wyniki swoich badań, które mogą pomóc lepiej zrozumieć dynamiczną naturę percepcji zapachu, ale również biologicznych podstaw chronicznego lęku.

Doktor Li stwierdza, że po wystąpieniu lęku, neutralny zapach zmienia się u ludzi w zapach nieprzyjemny. Wraz ze swoimi współpracownikami (Elizabeth Krusemark, Lucas Novak i Darren Gitelman) użył technik behawioralnych i funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. U kilkudziesięciu badanych, za pomocą serii niepokojących obrazów i napisów, zbadano zapachową reakcję na pojawienie się lęku.

Przedtem jednak poddano ich działaniu szeregu neutralnych zapachów, które mieli oni za zadanie ocenić. Po wyjściu z aparatu rezonansu magnetycznego, gdzie pokazywano im “straszne” treści, jeszcze raz oceniali oni te same zapachy. Okazało się, że w większości przypadków, te same zapachy, które wcześniej oceniono neutralnie, tym razem uznano za “smród'”.

Podczas eksperymentu zaobserwowano ciekawe współpowiązanie dwóch obszarów mózgu, uznawanych dotychczas za słabo ze sobą powiązane: tego odpowiedzialnego za zmysł powonienia oraz obszaru odpowiedzialnego za emocje. Jak się okazało, działają one wspólnie w sytuacji poddenerwowania (stresu). Normalnie w zmysł zapachu zaangażowany jest tylko system odpowiedzialny za powonienie. Jednak gdy osobnik staje się zdenerwowany – twierdzą badacze – system emocji staje się niejako częścią aparatu powonienia.

Choć dwa te systemy są fizycznie położone obok siebie, w normalnych okolicznościach nie dochodzi do istotnych interakcji między nimi. Kiedy jednak dochodzi do sytuacji stresu, stają się one emergentną, połączoną siecią.

Inaczej mówiąc, wchodząc w stan zdenerwowania, odbieramy rzeczywistoć jako mniej przyjazną, również zapachowo. Otoczenie staje się “śmierdzące” w okolicznościach stresogennych. Niestety, efekt ten może działać jak niebezpieczna pętla: osoba zdenerwowana może posądzać siebie o brzydki zapach, co nie pozostaje bez wpływu na jej samopoczucie i spokój.

Badanie zostało opublikowane w Journal of Neuroscience. Więcej informacji:: University of Wisconsin-Madison

poniedziałek, 23 września 2013

Już kilkuletnie dzieci wiedzą o rytuałach społecznych

Jaka jest funkcja takich rytuałów społecznych, jak uścisk dłoni na powitanie czy mówienie “na zdrowie” po tym, jak ktoś kichnie? Z badań psychologów z The University of Texas, te społeczne konwencje dają ludziom poczucie przynależności do grupy. Okazuje się, że nawet kilkulatkowie szybko i łatwo przyswajają te rytuały społeczne.

Wyniki badań, opublikowane w inCognition, dają nowe spojrzenie na to, jak dzieci uczą się rytuałów i kodów kulturowych w swoich wspólnotach.

Badacze twierdzą, że kluczowym elementem rozwoju i przekazywania wiedzy kulturowej jest naśladownictwo. Dzieci naśladują zachowania innych dzięki zwracaniu bacznej uwagi na powiązania społeczne i informacje kontekstualną.

W ramach badania, 259 dzieci w wieku od 3 do 6 lat oglądało filmy, na których ludzie wykonywali różne zadania (na przykład wbijali młotkiem kolorowe kołki w określonej kolejności). Mali uczestnicy badania oglądali różne rodzaje nagrań. W niektórych ludzie wykonywali zadania pojedynczo, w niektórych parami, w jeszcze innych – grupami. Na niektórych nagraniach widać było współpracę, w innych poszczególne osoby działały “na własny rachunek”.

Przed wykonaniem zadania, dzieciom tłumaczono albo oczekiwany efekt wykonywanych zadań (ich cel), albo ich funkcję społeczną (np. angażowanie ludzi we wspólne działania).

Jeśli na oglądanym filmie dwoje osób wykonywało to samo działanie równocześnie, a przed pokazem tłumaczono funkcję społeczną działania, dzieci powtarzały to zachowanie z dużym stopniem dokładności i zaangażowania. Uzasadniały to, twierdząc “zrobiłem to, ponieważ oni pokazali mi, jak to robić”, “musiałem to zrobić tak samo, jak oni”. Jeśli natomiast informacja przed pokazem zawierała wyłącznie wiedzę o efekcie, a na filmie pokazywano wyłącznie jednostkę wykonującą to działanie, dzieci były zdecydowanie mniej skłonne do naśladownictwa, tłumacząc to “mogę robić to, na co mam ochotę”, “zrobiłem to tak, jak sam chciałem”.

Chęć do naśladownictwa była dodatkowo większa, kiedy dzieci otrzymywały informację, że osoby wykonujące równocześnie tę samą czynność pochodzą z tej samej grupy społecznej.

Autorzy badania tłumaczą, że obserwacja grupy ludzi wykonującej tę samą czynność, w ten sam sposób i równocześnie, daje dziecku dowód, że ten sposób działania jest regulowany przez konwencję społeczną. Kiedy dziecko dostrzega taką zgodność i identyczność zachowań, przypisuje je czynnikom społecznym, czy – idąc dalej – normom mówiącym, w jaki sposób powinno się zachowywać.

Wynika stąd, iż nawet kilkuletnie dzieci potrafią odróżniać zachowanie rytualne, mające funkcje głównie społeczne, od działań zorientowanych na określony, materialny, cel.

Więcej: http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0010027713001674

czwartek, 22 sierpnia 2013

Osobowość i płodność

Mężczyźni z neurotycznymi cechami osobowości mają mniej potomstwa, czytamy w artykule opublikowanym w European Journal of Personality. Co więcej, trend ten się pogłębia. W badaniu analizowano związki między osobowością a skłonnością do posiadania dzieci. Posłużono się rozbudowanym kwestionariuszem oraz statystycznymi rejestrami urodzin.

Przy okazji odkryto, że mężczyźni, którzy są ekstrawertyczni i otwarci na świat, mają więcej potomstwa, podczas gdy kobiety z cechami takimi jak sumienność, przywiązanie do wykonywania obowiązków, rodzą mniej dzieci, niż pozostałe. W tych przypadkach nie zaobserwowano jednak znaczących zmian w czasie.

Wyniki te mogą okazać się wartościowe szczególnie dziś, gdy wskaźniki urodzeń w krajach rozwiniętych są niższe od wskaźników reprodukowalności. Być może jest tak, że psychiczne choroby cywilizacyjne, takie jak depresja, chroniczny stres lub zaburzenia nastroju, ponoszą winę za niskie wskaźniki urodzeń w Europie.

Odpowiednie zdiagnozowanie przyczyn zmian demograficznych jest niezwykle ważne, gdyż związane są z nim globalne zagadnienia związane z produkcją żywności, energetyką, bezpieczeństwem, ochroną zdrowia i wieloma innymi zagadnieniami.

Mężczyźni o osobowości neurotycznej (kapryśni i emocjonalni) rezygnują z posiadania potomstwa, jednak dotyczy to tylko mężczyzn urodzonych po 1957 roku. Jak stwierdza jeden z autorów badania, Vegard Skirbekk, może to wynikać z nowych norm społecznych, które nakazują nie spieszyć się z potomstwem do czasu, kiedy partnerzy będą naprawde pewni, że chcą mieć ze sobą dzieci i że mogą je wspólnie wychować.

Choć w badaniu posłużono się wyłącznie danymi z populacji mieszkańców Norwegii, autorzy badania utrzymują, że można je interpretować szerzej. Tym bardziej, że globalne trendy demograficzne, takie jak wskaźniki rozwodów, mieszkanie “na kocią łapę”, późne małżeństwa, są w Norwegii widoczne w większym stopniu niż gdzie indziej i można podejrzewać, że dosięgną one w przyszłości również inne społeczeństwa.

Źródło: Vegard Skirbekk, Morten Blekesaune. Personality Traits Increasingly Important for Male Fertility: Evidence from Norway. European Journal of Personality, 2013; DOI:10.1002/per.1936

niedziela, 18 sierpnia 2013

Brak związku między aktywnością półkul mózgowych a typem osobowości

Nie ma dowodów świadczących o tym, że dominacja lewej lub prawej półkuli mózgu ma wpływ na osobowość, wynika z badań naukowców z University of Utah. Teoria o tym, że taki związek istnieje, nigdy nie była udowodniona, co nie przeszkadzało w rozwoju wielu typologii osobowości opartych na tym założeniu.

Powszechnie uważało się, że osoby z dominującą prawą półkulą są bardziej kreatywne, natomiast osoby z dominującą lewą półkulą mózgu – bardziej analityczne, logiczne i uzdolnione językowo.

Badacze z Utah poddali rezonansowi magnetycznemu ponad 1000 ochotników, w wieku od 7 do 29 lat. Nie stwierdzono istotnej dominacji żadnej z półkul. Badanych poproszono o “nie myślenie o niczym” przez 5-10 minut (mózg pozostający w stanie odpoczynku). W tym czasie analizowano aktywność 7266 obszarów mózgu. Jak stwierdził główny autor badania, Jared Nielsen:

Nie dostrzegliśmy, aby w istotnym stopniu lewa półkula dominowała nad prawą, jak również, aby prawa dominowała nad lewą. Wygląda na to, że osobowość nie ma nic wspólnego z aktywnością, siłą, stopniem zsieciowania półkul mózgowych

Oczywiście, niektórzy ludzie są bardziej kreatywni, inni bardziej analityczni. Nie zależy to jednak od aktywności półkul mózgowych

Źródło: Nielsen JA, Zielinski, Ferguson, Lainhart, Anderson. An Evaluation of the Left-Brain vs. Right-Brain Hypothesis with Resting State Functional Connectivity Magnetic Resonance Imaging. PLoS ONE, 2013 DOI:10.1371/journal.pone.0071275

środa, 14 sierpnia 2013

Inteligencja i rasizm – czy idą w parze?

Osoby z wysoką inteligencją wcale nie są mniejszymi rasistami niż reszta społeczeństwa – wynika z badań przeprowadzonych na University of Michigan. Inteligentni potrafią jednak lepiej ukrywać swoje uprzedzenia przed innymi – lepiej zdają sobie oni sprawę z obowiązujących norm społecznych, a w związku z tym mniej chętnie mówią o sprawach różnic rasowych, chętniej zaś o tym, że popierają integrację i równouprawnienie.

W ramach badania porównywano postawy ponad 20000 białych respondentów, zaczerpnięte z bazy danych amerykańskiego odpowiednika naszej Diagnozy Społecznej (General Social Survey). Wyniki analiz przedstawiono na 108 Zjedździe Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego. Wzięto pod uwagę umiejętności poznawcze badanych (mierzone szeregiem testów na inteligencję werbalną) i skorelowano je z postawami respondentów wobec Afroamerykanów i różnymi formami walki z segregacją rasową oraz dyskryminacją.

Średnia wieku badanych wyniosła 47 lat. Średni czas edukacji – 12,9 lat. Odpowiedzieli oni poprawnie średnio na 6 spośród 10 pytań badających kompetencje poznawcze.

Analiza statystyczna wykazała, że osoby z wyższymi kompetencjami poznawczymi były bardziej skłonne do odrzucania segregacji mieszkaniowego i wspierania integracji rasowej w szkołach. Częściej niż pozostali przyznawały one, że spotkały się z dyskryminacją rasową w miejcu pracy. W popieraniu konkretnych programów wprowadzających równość rasową różnice między osobami o wysokiej inteligencji a tymi o niższej były nie znaczące statystycznie. W niektórych przypadkach, bardziej inteligentni okazali się mniej skłonni do wspierania takich działań. Na przykład, program integracyjnych gimbusów poparło 27 procent osób o niższym wspaźniku kompetencji poznawczych i 23 procent osób – o wyższym.

Różnica leży więc nie w praktycznym nastawieniu do kwestii rasowych, lecz w lepszym wyczuciu “poprawnego” społecznie deklarowania indywidualnych poglądów. Osoby o wyższych kompetencjach poznawczych udzielają bardziej “oświeconych” odpowiedzi, lecz w przypadku pytań o konkretne działania instytucji publicznych lub rządu, wykazują taki sam poziom "rasizmu”, co pozostali biali mieszkańcy USA. Przykład? Prawie wszystkie osoby o wyższej inteligencji zgodziły się ze stwierdzeniem, iż “biali nie mają prawa do odgradzania się od swoich ‘kolorowych’ sąsiadów”. Równocześnie, prawie połowa tych osób nie zgłasza sprzeciwu wobec praktyk wielu agencji nieruchomości, które różnicują swoją ofertę w zależności od koloru skóry klientów.

Rasizm i uprzedzenia rasowe nie muszą więc wcale wynikać z wyższych lub niższych zdolności umysłowych lub różnic w socjalizacji. Są one raczej rezultatem dążenia do legitymizacji władzy ze strony grup dominujących w społeczeństwie i zabezpieczenia ich uprzywilejowanej pozycji w procesie dystrybucji zasobów. Ci bardziej inteligentni lepiej niż pozostali potrafią zadbać o te interesy. We współczesnych Stanach Zjednoczonych, gdzie Afroamerykanie są zmoblizowani do walki o swoje interesy, inteligentni przedstawiciele białej społeczności przyznają werbalnie czarnym pełen spektrum praw (co sprzyja stabilności społecznej), lecz w praktyce nie robią – zgodnie ze swoim interesem – nic, aby wyeliminować przywileje, z których przecież sami korzystają.

Źródło: American Sociological Association. "Intelligence is not a remedy for racism." Medical News Today. MediLexicon, Intl., 13 Aug. 2013.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Dlaczego nie możemy połaskotać samych siebie?

Wzajemne łaskotanie jest całkiem zabawnym sposobem na poznawianie ciała innych, zabawy z dziećmi i oswajania ich z dotykiem, bywa również wstępnym elementem aktywności miłosnych. Niestety, w większości przypadków, łaskotanie jest czynnością, której nie możemy zadać samym sobie. Spróbujcie. Prawdopodobnie większości Was to się nie uda. Posmyrgajcie palcami spodu waszych stóp. Zapewne coś poczujecie (o ile oczywiście w miarę regularnie dbacie o swoje stopy), nie będzie to jednak to samo, jak gdyby posmyrgał wasze stopy ktoś inny.

Dlaczego tak się dzieje? Psychologowie uważają, że nasze mózgi są wyposażone w prosty mechanizm odpowiadający, czy dane wrażenie zmysłowe jest dostarczone przez nas samych, czy też pochodzi z zewznątrz (Blakemore et al, 2000). Odróżenienie to jest ważne choćby po to, aby mój własny dotyk nie dostarczał mi takiego samego zaskoczenia, co dotyk obcej osoby, która podchodząc z zaskoczenia, klepie mnie po ramieniu.

Aby sprawdzić tę hipotezę, badacze stworzyli prostego łaskoczącego robota (Blakemore et al., 1999). Działa on w ten sposób, że osoba kładzie swoją lewą rękę na małym joysticku i porusza nim w różnych kierunkach. Uruchamia to małą gąbkę poruszającą się po prawej dłoni tej osoby.

Kiedy robot działa w ten sposób, badani nie odczuwają zbyt wiele, ponieważ sami powodują ruch gąbki po ich dłoniach, za pośrednictwem “robota”. Podobnie, jak byś poruszał pędzelkiem po wnętrzu swojej dłoni: Twój mózg wie, że to ty, dostarczyłeś mu tych wrażeń, więc z łaskotek będą nici.

Jeżeli jednak robot reagował na ruchy joystickiem z tylko 1/3 sekundy opóźnienia, odczucie łaskotania prawej dłoni było wyczuwalne. Robot niejako “zmylił” mózg, iż źródło dotyku było zewnętrzne (niezależne od osoby).

Źródło: http://www.spring.org.uk/2013/08/why-you-cant-tickle-yourself.php#utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+PsychologyBlog+%28PsyBlog%29

czwartek, 8 sierpnia 2013

Kształtowanie reputacji

image Pięcio-, sześciolatki, są bardziej skłonne do przyjaznych zachowań wobec rówieśników, jeśli wcześniej obserwowały podobne zachowania tych dzieci wobec innych. Oznacza to, że ludzie bardzo wcześnie wyrabiają w sobie pojęcie “reputacji” i “szacunku” wobec innych. Pisze o tym Kenji Onishi i jego współpracownicy w opublikowanym wczoraj artykule (ogólnodostępne on-line czasopismo PLOS ONE).

Badacze obserwowali codzienne zachowania przedszkolaków. Odkryli, że dzieci bawiące się na placu zabaw chętniej udzielały pomocy lub dzieliły się zabawkami z dziećmi, u których widziały wcześniej podobne gesty. Chętniej przejawiały prospołeczne zachowania, gdy widziały, że inni postępują prospołecznie. Obserwowanie altruistycznych gestów innych wykształcało również pozytywne emocje, takie jak radość, zadowolenie, uśmiech.

Współpraca oparta na reputacji jest kluczowa w rozwoju społeczeństw, w których rozwój oparty jest na kooperacji (a więc właściwie wszystkich znanych nam rozwiniętych systemów społecznych). Choć bycie “miłym” nie zawsze jest odwzajemniane przez drugą stronę, zwiększa ono szanse, że jednostka otrzyma wsparcie sieci społecznej. Wyniki tego badania pokazują mechanizm tego niebezpośredniego odwzajemniania sugerując, że może ono być regulowane przez wzrost pozytywnych emocji w sytuacji, kiedy widzimy prospołeczne zachowania innych.

Źródło: Preschool Children’s Behavioral Tendency toward Social Indirect Reciprocity (2013) PLoS ONE 8(8): e70915. doi:10.1371/journal.pone.0070915 Kato-Shimizu M, Onishi K, Kanazawa T, Hinobayashi T (2013)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Upał sprzyja agresji i wojnom

Zmiany klimatu, ale także okresowe zmiany temperatur, mogą mieć zaskakujące skutki, również na społeczeństwo. Naukowcy z Uniwersytetów Princeton i Berkeley piszą w Science, że nawet niewielkie wahania temperatury i opadów w dużym stopniu wpływają na ryzyko agresji międzyludzkiej i na porządek społeczny. Ostrzegają, że spodziewany do 2050 roku wzrost średnich temperatur o 2 stopnie Celsjusza może być jedną z przyczyn narastania konfliktów społecznych, a na pewno zwiększenia ich ryzyka.

Badacze przeanalizowali 60 opracowań pochodzących z wielu dziedzin – od archeologii, przez kryminologię, ekonomię i psychologię – dotyczących związku między pogodą a przemocą w różnych częściach świata od około 100 wieków przed Chrystusem do dzisiaj. Na podstawie tych danych oszacowali, że ryzyko niepokojów społecznych i aktów zbiorowej agresji rośnie wraz ze wzrostem temperatury i opadów.

Klimat nie jest oczywiście jedyną lub główną przyczyną większości konfliktów. Niewątpliwie przyczynia się on jednak do wzmocnienia istniejących napięć społecznych lub interpersonalnych, niezależnie od stanu bogactwa czy stabilności politycznej. Wystarczy, by temperatura zwiększyła się o 1 stopień Celsjusza od średniej mierzonej w danym okresie, aby zwiększyć ryzyko niepokojów społecznych, zamieszek, wojny domowej, konfliktu etnicznego, aż o 14 procent! Podobnie jest ze zmianą wysokości opadów. Analogicznie, zaledwie jednostopniowy wzrost temperatury zwiększa ryzyko gwałtu, morderstwa lub napaści o 4 procent. Tymczasem do 2050 roku spodziewamy się wzrostu średniej temperatury na świecie o przynajmniej 2 stopnie Celsjusza,

Wyniki naukowców z Pronceton i Kaliforni wydają się być wiarygodne. Zebrano bardzo dużą ilość danych i przeanalizowano je w zestandaryzowany sposób, dlatego związek między klimatem a konfliktami i agresją nie ulega wątpliwości. Pozostaje odpowiedź na pytanie – co przyznają sami badacze – w jaki sposób przygotować się do nadchodzących zmian i zmniejszyć ryzyko potencjalnych konfliktów.

W artykule przeanalizowano trzy typy konfliktów: “przemoc osobistą”, do której zaliczono morderstwa, napady, gwałty i pobicia; “przemoc międzygrupową i niestabilność polityczną”, czyli niepokoje wewnątrzpaństwowe, zamieszki, przemoc międzyetniczą; a także “załamania instytucjonalne”, czyli nagłe, gwałtowne i przełomowe zmiany w instytucjach rządowych, a także – w skrajnych przypadkach – załamania całych cywilizacji.

Ekstremalne warunki pogodowe zwiększają przemoc we wszystkich z trzech wymienionych powyżej typów konflikówe, niezależnie od położenia geograficznego, zasobności czy momentu historycznego. Współistnienie zachwiań pogodowych z niepokojami wewnętrznymi można odnaleźć w Indiach i Australii, ze zwiększoną liczbą napadów w Stanach Zjednoczonych i Tanzanii, z kryzysami etnicznymi w Europie i Azji Wschodniej, z zamieszkami w Holandii, z upadkiem starożytnych cywilizacji, z wojnami i przemieszczeniami mas ludzkich w średniowiecznej Europie.

Okazuje się wręcz, że przekonanie o tym, że nowoczesne społeczeństwa uniezależniły się od warunków pogodowych to fikcja, Klimat zdaje się być krytycznym czynnikiem utrzymania lub załamania pokoju na świecie.w społeczeństwach agrarnych zmiany klimatyczne mogły mieć duży wpływ na ekonomię, co z kolei wpływało na stabilność społeczną. Okazuje się jednak, że agresję wzbudza już sam upał lub wilgoć. Badania przeprowadzone w stablinych ekonomicznie i dostatnich społeczeństwach wykazały, że sama temperatura może wzbudzać interpresonalną wrogość lub agresję. Na przykład, badanie z 1994 roku, przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych pokazało, że skłonność policjantów do użycia broni wzrastała znacznie w zależności od temperatury pomieszczenia, w jakim się znajdowali.

Badanie "Quantifying the influence of climate on human conflict," zostało opublikowane w Science Aug. 1.

czwartek, 25 lipca 2013

Dziecko na krawędzi schodów

Unikanie wysokich krawędzi, klifów, parapetów, skalnych półek jest kluczowym warunkiem przetrwania. Zdają się jednak nie zdawać z tego sprawy niemowlaki, które na wczesnym etapie rozwoju nie wykazują żadnego strachu przed takimi niebezpieczeństwami.

Zastanawiali się kiedyś Państwo, w jaki sposób wykształca się w nas lęk przed wysokością? Naukowcy z Kalifornii i Japonii twierdzą, że jest to wynik eksploracji otoczenia, którego dokonujemy jeszcze w czasie niemowlęctwa. Artykuł na ten temat można znaleźć w in “Psychological Science”.

Gdy tylko dzieciak nauczy się pełzać lub raczkować, natychmiast ciągnie go do skraju łóżka, tapczanu albo schodów. W artykule można przeczytać, że kiedy umieścimy dziecko w pobliżu pozornego spadku – na przykład stole pokrytym dodatkową warstwą szkła, pod którą jest podłoga – nie dość, że malcy nie odczuwają strachu, ale są wręcz zafascynowani i bez wahania poruszają się po szkle, pod którym jest przepaść.

Lęk pojawia się około 9 miesiąca życia. Nie mają na to – co najciekawsze – wpływu, żadne doświadczenia dzieci z przeszłymi upadkami, jak również nie ma na to wpływu rozwój percepcji przestrzeni.

Psychologowie Audun Dahl, Joseph Campos, David Anderson i Ichiro Uchiyama z University of California i Doshisha University podejrzewają, że największe znaczenie w rozwoju lęku przed wysokością mają doświadczenia związane z przemieszczaniem się.

Aby to sprawdzić, podzielono dzieci na dwie grupy. Istotne, że żadne z nich nie zaczęło jeszcze poruszać się o własnych siłach. Części z nich “zafundowano” możliwość poznawania przestrzeni w formie spacerów w wózeczku dla dzieci (grupa eksperymentalna), podczas gdy pozostałe nie miały takiej możliwości (grupa kontrolna).

Zebrane dane były jednoznaczne: dzieciom, które były wożone w wózeczkach, przyspieszało tętno w momencie zbliżania się do “niebezpiecznych” (zabezpieczonych szkłem) krawędzi, podczas gdy dzieci z grupy kontrolnej pozostawały w takich sytuacjach niewzruszone.

Co mają wspólnego – doświadczenia lokomocyjne i lęk przed wysokością? Badacze twierdzą, że wraz z rozwojem tych doświadczeń, niemowlaki w większym stopniu polegają na informacjach zdobywanych za pomocą wzroku i na tym, że ich poruszanie się w przestrzeni zależy od środowiska, w jakim się znajdują. Znajdując się na krawędzi (schodów, urwiska, na parapecie okna) zasób wiedzy potrzebnej do poruszania się, jest znacznie mniejszy, co skłania dzieci (i oczywiście dorosłych) do zwiększonej uwagi i lęku.

Istotne jest, iż lęk przed wysokością nie wynika – jak pokazuje to badanie – z naśladowania dorosłych, ale z wykształconych na bardzo wczesnym etapie rozwoju doświadczeniach. Dzieci z różnych powodów (neurologicznych, kulturowych, środowiskowych albo medycznych) pozbawione doświadczeń lokomocyjnych, będą również przejawiać opóźniony lub niewykształcony lęk przed wysokością. Lęk, który – zauważmy – jest jednym z istotnych warunków przetrwania.

Z drugiej jednak strony – warto na koniec dodać – okres, w którym nie boimy się wysokości, daje nam możliwość swobodnej eksploracji otoczenia, wytworzenia w sobie strategii przemieszczania sięw przestrzeni i adaptowania świata do naszych potrzeb. Paradoksalnie więc, skłonność do eksploracji ryzykownych miejsc może być jednym z ważnych czynników naszego rozwoju.

A. Dahl, J. J. Campos, D. I. Anderson, I. Uchiyama, D. C. Witherington, M. Ueno, L. Poutrain-Lejeune, M. Barbu-Roth.The Epigenesis of Wariness of Heights. Psychological Science, 2013; 24 (7):

http://babycenter.berkeley.edu/VideoClips/Baby1-%20Deep.mov.MPG

wtorek, 23 lipca 2013

Brzydcy ludzie częstszymi ofiarami mobbingu

Wiadomo, że w szkołach każdego szczebla nieaktracyjne fizycznie osoby bywają ofiarami szyderstw lub przemocy, podczas gdy osoby atrrakcyjne są częściej otaczane sympatią. Jak pokazują badania, tego typu przykre zjawiska nie ograniczają się do edukacji. Koledzy z pracy mogą być tak samo okrutni, jak gimnazjaliści.

Badanie profesora zarządzania Timothy’ego Judge’a, z University of Notre Dame’s Mendoza College of Business i Brenta Scotta z Michigan State University jest pod tym względem pionierskie. W artykule opublikowanym w periodyku Human Performance badacze opisują wyniki swoich analiz dotyczących zachowań “kontrproduktywnych” (counterproductive behaviors) i ich wpływ na pracowników. Dowodzą, że atrakcyjność fizyczna odgrywa w tym, jak się traktuje pracownika, taką samą rolę, jak osobowość, umiejętności czy kompetencje.

Badaniem objęto 144 pracowników służby zdrowia. Zapytano ich, jak często w ostatnim czasie spotkali się oni z okrutnym traktowaniem, takim jak obrażanie słowne, niegrzeczne zachowania czy też wyśmiewanie się. Atrakcyjność fizyczna badanych była oceniana przez bezstronne osoby, na podstawie zdjęć.

Okazało się, że osoby ocenione jako nieatrakcyjne fizyczne, znacznie częściej były ofiarami wyzwisk i niegrzecznego, a nawet okrutnego, traktowania.

Wiele analiz ealizowanych w psychologii, marketingu i teorii zarządzania wykazały, że “piękne znaczy dobre” dla wyników rynkowych (zysków, wizerunku, oceny jakości). Piękne osoby są bardziej pewne siebie i mają wyższą ocenę własnej wartości. Przez otoczenie są one odbierane jako inteligentne i uczciwe. Wykazano też, że patrzenie na ładnych ludzi, wprowadza nas w lepszy nastrój.

Badania te są w miarę powszechnie zaakceptowane przez społeczeństwo. Przyznajemy, że ładni są traktowani dobrze. Trudniej nam przyznać, że wobec brzydkich bywamy okrutni tylko dlatego, że są nieatrakcyjni. Jak przyznają autorzy artykułu, przełamanie tego zjawiska jest bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe

Brent A. Scott, Timothy A. Judge. Beauty, Personality, and Affect as Antecedents of Counterproductive Work Behavior Receipt. Human Performance, 2013; 26 (2)

niedziela, 21 lipca 2013

Czy związki “na odległość” są skazane na niepowodzenie?

“Związki na odległość” są zazwyczaj skazywane na niepowodzenie, choć ludzie zawiązują je od wieków. Czy rzeczywiście więzi tego typu są słabsze od tych, jakie tworzą pary mieszkające blisko siebie? Okazuje się, że niekoniecznie, co wykazały badania opublikowane niedawno “Journal of Communication”. Ludzie pozostający w związkach na odległość bardzo często tworzą relacje silniejsze, bardziej stałe i głębsze niż tzw. “normalne” związki.
Badania przeprowadzili Crystal Jiang z City University of Hong Kong i Jeffrey Hancock z Cornell University. Poprosili oni osoby pozostające w dalekich i bliskich geograficznie związkach o dostęp do ich codziennych interakcji: face-to-face, telefonicznie, przez czat, sms-owo, przez komunikator lub za pomocą poczty elektronicznej. Następnie, po tygodniu, zbadano, do jakiego stopnia partnerzy zwierzali się z intymnych spraw i problemów, jak również, jak często okazywało się, że wykonują oni jednocześnie te same lub podobne czynności. Porównując “związki na odległość” z “normalnymi”, okazało się, że w przypadku tych pierwszych pary czuły większą więź, zaufanie, a interakcje były bardziej intymne. Osoby związane “na odległość” bardziej odkrywały się przed partnerem/partnerką, a także – co ciekawe – w więkzym stopniu idealizowały drugą połówkę. Oba te zachowania pojawiały się częściej wtedy, gdy partnerzy komunikowali się za pomocą mediów opartych na pisaniu, asynchronicznych i mobilnych.
Niewiele jest badań poświęconych związkom “na odległość”, prawdopodobnie dlatego, że powszechnie uważa się je za rzadkie i nietypowe. Można znaleźć badania poświęcone temu, w jaki sposób takie pary rozwiązują problemy takie jak zazdrość lub stres. Jiang i Hancock próbują dowieść, że tego typu relacje nie zawsze są problematyczne. Niektóre badania dowodzą wręcz, że związki “na odległość” cechuje taka sama lub nawet wyższa “jakość uczuć”, od związków, w których partnerzy mieszkają ze sobą lub blisko siebie.
W związku z rozwojem techniki, związki “na odległość” są coraz bardziej powszechne. Pary nie mieszkają w tym samym miejscu z wielu różnych powodów i komunikują się korzystając z coraz to nowych technologii. Na przykład w samych Stanach Zjednoczonych w ten sposób żyje około 3 milionów par, i nawet do 50% studentów.
Jak piszą autorzy badania, “nasza kultura preferuje częstą bliskość fizyczną i regularne kontakty face-to face, a związki <<na odległość>> odstają od tej normy. Jak się jednak okazuje, z tego typu relacjami nie jest tak źle, jak by można przypuszczać. Partnerzy w takich parach muszą starać się bardziej podtrzymywać uczucie, niż w normalnych związkach, i dzięki temu relacje są bliższe, bardziej intymne”
Źródło: L. Crystal Jiang, Jeffrey T. Hancock. Absence Makes the Communication Grow Fonder: Geographic Separation, Interpersonal Media, and Intimacy in Dating Relationships. Journal of Communication, 2013; 63 (3): 556



czwartek, 27 czerwca 2013

Niemowlęta potrafią odczytywać emocje innych ludzi

Wbrew powszechnemu przekonaniu, niemowlęta potrafią odczytywać uczucia innych ludzi, być może nawet dużo lepiej, niż dorośli odgadują uczucia niemowląt. Profesor psychologii Ross Flom udało się udowodnić, że umiejętność ta wykształca się już w wieku pięciu miesięcy. Jak wynika z badań profesor Flom, niemowlęta potrafią odczytywać emocje nie tylko innych ludzi, ale również zwięrząt, takich jak psy albo małpy.

Ponieważ noworodki nie potrafią werbalizować swoich potrzeb (głodu, snu, zmęczenia), pierwotnym sposobem komunikowania ich potrzeb są emocje – twierdzi Flom. Dlatego zmiany nastroju i potrzeb przejawiają się u nich za pomocą umiejętnego wzbudzania uczuć u bliskich. Umiejętność ta pojawia się około szóstego miesiąca życia w przypadku bliskiej rodziny i około siódmego – w przypadku pozostałych dorosłych.

Aby sprawdzić, w jaki sposób niemowlęta odbierają (odczytują) emocje swoich rówieśników, Flom i jej zespół postanowił sprawdzić umiejętność dopasowywania dźwięków wyrażających określone emocje z odpowiadającymi im wyrazami twarzy. Okazało się, że już pięciomiesięczne dzieci potrafią skojarzyć pozytywne i negatywne odgłosy swoich rówieśników z odpowiadającymi im gestami twarzy. Posiadają one tę umiejętność dlatego, że służy im ona do przekazywania i komunikowania ich własnych emocji do innych ludzi.

Jak zrealizowano eksperyment? Dzieci zostały posadzone przed dwoma monitorami. Na jednym wyświetlano film ze śmiejącym się niemowlęciem, a na drugim – z dzieckiem smutnym, niezadowolonym. Kiedy z głośników wydobywał się głos zadowolonego dziecka, niemowlęta przed monitorami skupiały uwagę na nagraniu śmiejącego się szkraba. Zjawisko zachodziło – analogicznie – również w drugą stronę. Ważne, iż nagranie wideo nie było zsynchronizowane z dźwiękiem wydobywającym się z głośnika.

Flom twierdzi, że dzięki temu badaniu potwierdzamy się w przekonaniu, iż nawet bardzo małe dzieci są bardzo uwrażliwione i na pewnym poziomie “świadome” różnego rodzaju emocji. “W pierwszych 2 i pół roku życia uczymy się więcej, niż przez całe nasze życie, dlatego tak ważne jest dbanie o prawidłowy rozwój niemowlaków, gdyż to procentuje przez całe życie”. 

Źródło: Mariana Vaillant-Molina, Lorraine E. Bahrick, Ross Flom.Young Infants Match Facial and Vocal Emotional Expressions of Other Infants. Infancy, 2013;

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Za późno na dworcu? Odrzucona karta kredytowa? Wszystko to wina nadprecyzji.

Zbyt wielkie przekonanie o precyzji własnych przekonań i przewidywań (overprecision) może mieć poważne konsekwencje w wielu dziedzinach życia: na giełdach akcyjnych, w pracy lekarzy, bukmacherów, pilotów i kierowców. W codziennym życiu może prowadzić do sporów w zwykłych dyskusjach.

Z badań Alberta Mannesa i Dona Moore wynika, że owa “nadprecyzja” jest nie tylko powszechna, ale stanowi ważną część tego, co określamy mianem “przesadnej pewności siebie” (overconfidence). Ta ostatnia wynika z wysokiej skuteczności naszych codziennych przewidywań.

Badanie pokazało, że im bardziej jesteśmy pewni co do przewidywań w warunkach niepewności, w tym mniejszym stopniu jesteśmy skłonni do zmiany naszych przewudywań w momencie zmiany warunków lub zwiększenia kosztów ewentualnego błędu.

Jednym słowem, przeceniamy wartość wiedzy, którą – naszym zdaniem – posiadamy i nie doceniamy wiedzy, której – naszym zdaniem – nie posiadamy.

Wyniki badania opublikowano w Psychological Science, periodyku the Association for Psychological Science.

Zjawisko “nadprecyzji” zazwyczaj bada się za pomocą pytań o oszacowanie, z pewnością np. 90%, pewnej wartości liczbowej, na przykład długości rzeki. Niestety, tego typu metoda nie zawsze jest skuteczna i niekoniecznie odzwierciedla szacowania, których dokonujemy w codziennym życiu. Przybycie na dworzec kolejowy na 15 minut po planowanym odjeździe nie jest tym samym, co przybycie 15 minut wcześniej.

Mannes i Moore stworzyli trzy narzędzia badające asymentryczną naturę codziennych oszacowań. Uczestnicy badania próbowali odgadnąć temperaturę w losowo wybranych dniach, a dokładność przewidywań była nagradzana czymś w rodzaju loterii z nagrodami. W niektórych przypadkach, losy przyznawano tym, którzy odgadli temperaturę dokładnie lub prawie dokładnie. W inych przypadkach tym, którzy trafili, lub wskazali zbyt wysoką wartość. W jeszcze innych tym, którzy trafili, lub wskazali zbyt nisko.

Okazało się, że badani dopasowywali swoje przewidywania do antycypowanej wypłaty po otrzymaniu (lub nie) wygranej. To było do przewidzenia.

Interesujące było jednak to, że badani dopasowywali swoje przewidywania w stopniu niewspółmiernym do posiadanej przez nich wiedzy o lokalnych temperaturach powietrza, tak, jakby byli zbyt mocno przeświadczeni i swoich możliwościach przewidywania.

Dopiero, gdy badani wprowadzili wygórowany czynnik w postaci dwuipółkrotnego przemnożenia możliwego błędu, zdołali przezwyciężyć skłonność badanych do nadprecyzji.

Zjawisko to tłumaczy wiele sytuacji, w których skłonność do zbytniej wiary do własnych możliwości szacowania prowadzi do mniej lub poważnych problemów. Spóźnień na lotnisko, odrzuconych kart kredytowych i wielu innych sytuacji, kiedy pozostawianie sobie zbyt małej przestrzeni na błąd prowadzi do kłopotów.

A. E. Mannes, D. A. Moore. A Behavioral Demonstration of Overconfidence in Judgment. Psychological Science, 2013; DOI: 10.1177/0956797612470700

środa, 29 maja 2013

Dlaczego kłamiemy w sprawach seksu?

Powszechnie uważa się, że to mężczyźni są bardziej skłonni do kłamstwa, jeśli chodzi o sprawy związane z seksem. Mówi się, że mężczyźni kłamią na temat liczby partnerek/partnerów seksualnych, długości penisa, czasu trwania stosunku i wielu innych rzeczach. W 2003 roku przeprowadzono badanie opublikowane w Journal of Sex Research, w którym udowodniono, że w odpowiednich warunkach (w tym przypadku był to wykrywacz kłamstw), skłonność do oszukiwania jest taka sama wśród mężczyzn, co wśród kobiet.

Oznacza to, że mężczyźni są skłonni do kłamania o swoim życiu seksualnym niezależnie od okoliczności. Kobiety nie kłamią, kiedy jest szansa bycia złapaną na oszustwie. Było to szczególnie widocznie w przypadku pytania o liczbę partnerów/partnerek seksualnych. Kiedy szansa na wykrycie kłamstwa była niewielka, chętnie wprowadzały one otoczenie w błąd, unikając oskarżenia o rozwiązłość.

W ciągu ostatniej dekady niewiele się zmieniło, czego dowodzą wyniki badania opublikowanego w najnowszym numerze periodyku The Sex Roles. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, starają się sprostać kulturowym oczekiwaniom związanym z rolami mężczyzn i kobiet w społeczeństwie.

Około 300 studentów poproszono o udział w badaniu, polegający na wypełnieniu kwestionariusza. Znajdowały się w nim 124 zachowania, w tym zachowania seksualne. Uczestnicy odpowiadali, jak często zdarza się wykonywać każde z nich. Następnie, niektórych z nich podłączono do urządzenia przypominającego wyglądem wykrywacz kłamstw. W rzeczywistości, była to atrapa.

W przypadku zachowań nie związanych z seksualnością, badani nie odczuwali presji, by odpowiadać zgodnie z kulturowymi wymogami roli mężczyzny lub kobiety. Na przykład, nie zanotowano różnicy w odpowiedziach kobiet na temat tego, czy lubią podnosić ciężary (stereotypowo męskie zajęcie), niezależnie od tego, czy odpowiadały w anonimowym kwestionariuszu, czy były podłączone do atrapy wykrywacza kłamstw.

W przypadku zachowań seksualnych, różnica była znacząca. Pełnią one na tyle bardziej istotną rolę, że jesteśmy w ich przypadku skłonni kłamać, aby sprostać oczekiwaniom społecznym. Podłączeni do atrapy wykrywacza kłamstw, mężczyźni przyznawali się do mniejszej liczby partnerek,  zaś kobiety – do większej liczby partnerów.

Kłamstwo jest czymś, co zawsze jest związane z ryzykiem ujawnienia. Kłamiemy wtedy, kiedy to jest konieczne i gdy oczekujemy w związku z tym pewnych korzyści. To, że w sprawach seksu jesteśmy bardziej skłonni do kłamstwa, może sugerować, że ta sfera życia jest znacznie ważniejsza od pozostałych.

sobota, 27 kwietnia 2013

Ryby wygrywają rywalizację siłą osobowości

Okazuje się, że nie musisz być wielką rybą, aby zwyciężyć w pojedynku. Oczywiście mam na myśli prawdziwe ryby. Badacze z University of Exeter i Texas A&M University odkryli, że gdy ryba walczy o pożywienie, rolę znacznei większą od gabarytów pełni “osobowość” ryby. To ona decyduje o zwycięstwie lub porażce;.Z badań wynika, że gdy gra toczy się o ograniczone zasoby, cechy osobowościowe, takie jak na przykład demonstrowana agresja, odgrywają ważniejszą rolę od, dajmy na to, przewagi siłowej.

Plik:Swordtail Fry 7 Months.jpgWyniki opublikowano w Behavioral Ecology and Sociobiology. Na przykładzie małych rybek pokazano, w jaki sposób radzą one sobie w pojedynkach z większymi osobnikami demonstrując wobec nich postawy agresywne. Niezależnie od gabarytów, ryba przejawiająca zachowania agresywne – lub inne cechy “osobowości” – seryjnie zdobywała pożywienie, zwyciężając z często większymi osobnikami.

Dr Alastair Wilson z Wydziału Nauk Biologicznych na Uniwersytetu w Exter zastanawia się, czy nie mamy tu do czynienia z praprzodkami Napoleona i innych przywódców przejawiających “syndrom małego człowieka”. Mówiąc ściśle, badanie dowodzi, że niewielka ryba posiadająca silną, konfrontacyjną osobowość, jest zdolna pokonać w walce o pożywienie biernych przeciwników, nawet gdy ci są od niej znacznie więksi. JAk się okazuje, cechy “charakterologiczne” ryb odgrywają niezwykle ważną rolę w walce o przetrwanie.

W ramach badania przeprowadzono eksperyment, w którym w roli głównej wystąpił jeden z popularnych gatunków mieczyków . Ryby były umieszczone parami w akwarium, dostarczono im pożywienie, a zachowanie skrzętnie rejestrowano. Walka o pożywienie odbywała się zarówno między samcami, jak i samicami.Odkryto, że samce znacznie częściej atakują swoich oponentów, podczas gdy samice są znacznie mniej agresywne i rzadko decydują się na atak.The sheepshead swordtail fish (Xiphophorus birchmanni) fish were placed in pairs in a fish tank, food was added and their behaviour was captured on film. The feeding contest trials were carried out with both male and female fish. The researchers found that while males regularly attacked their opponent to win the food, females were much less aggressive and rarely attacked.

Mówiąc o “osobowości zwierząt”, mamy na myśli zachowanie, które powtarza się w określonych warunkach. Główne aspekty osobowości, takie jak wstydliwość lub agresywność mają istotne znaczenie ewolucyjne. Mamy też dowody na to, że niektóre elementy osobowości zwierząt mogą być dziedziczone. Kolejnym krokiem będzie określenie, w jakim stopniu zdobycie pożywienia za pomocą demonstrowanej agresji zapewnia sukces reprodukcyjny.

Źródło:Alastair J Wilson, Andrew Grimmer, Gil G. Rosenthal.Causes and consequences of contest outcome: aggressiveness, dominance and growth in the sheepshead swordtail, Xiphophorus birchmanni.Behavioral Ecology and Sociobiology, 2013; DOI:10.1007/s00265-013-1540-7

piątek, 26 kwietnia 2013

Dlaczego dziewczęta wolą niegrzecznych chłopców?

Okazuje się, że hormony wydzielane podczas owulacji wpływają na to, jak kobiety postrzegają potencjalnych ojców ich dzieci. Do takich wniosków doszła Krystyna Durande, nota bene profesor marketingu na The University of Texas at San Antonio (UTSA) College of Business. Z wcześniejszych badań przeprowadzonych przez nią wynikało, że na około tydzień przed owulacją, kobietom zaczynają się bardziej podobać seksowni, krnąbrni i przystojni faceci w typie Jamesa Bonda, Jamesa Deana czy George’a Clooneya. Nie było jednak wiadomo, o co chodzi kobietom, że tak często poszukują “łajdaków” do długoterminowych związków.

W pierwszym badaniu, kobiety przeglądały internetowe profile - zarówno przystojnych facetów, jak i reprezentujących typ “ustatkowanych” ciepłych kluch – w okresach wysokiej oraz niskiej płodności. Uczestniczki poproszono o ocenę zaangażowania poszczególnych mężczyzn w roli ojców: opiekowanie się dzieckiem, wychodzenie na zakupy, gotowanie czy uczestniczenie w pracach domowych. Im bliżej owulacji, tym przystojni faceci zbierali wyższe noty za potencjalne angażowanie się w rodzinę!

Profesor Durande twierdzi, że pod wpływem hormonalnej burzy, kobiety oszukują się, wmawiając same siebie, że ci przystojni, niegrzeczni chłopcy, mogą stać się oddanymi partnerami i ojcami ich dzieci. Przez okulary owulacji, Pan Zły wygląda dokładnie tak, jak Pan Dobry, z tą może różnicą, że częściej bywa ładny.

W drugim badaniu, kobiety w wysokim i niskim cyklu owulacyjnym, przedstawiono męskim aktorom – analogicznie – przystojnym, krnąbrnym z jednej strony i grzecznym, ustabilizowanym z drugiej. I znowu, owulujące kobiety częściej myślały, że to przystojniacy, a nie ustabilizowane “ciepłe kluchy” będą silniej angażowali się w związek.

Ale uwaga! Kobiety oceniały tak tych niegrzecznych tylko wtedy, gdy to one będą mamą. Kiedy pytano o związki takich facetów z innymi kobietami, kobiety szybko dochodziły do wniosku, że takie relacje nie przetrwałyby długo.  Natomiast, jeśli chodzi o nie same, bez wahania twierdziły, jakimi wspaniałymi, oddanymi, konsekwentnymi i stałymi partnerami byliby ci nieokrzesani przystojniacy.

Źródło:Kristina M. Durante, Vladas Griskevicius, Jeffry A. Simpson, Stephanie M. Cantu and Norman P. Li.Ovulation Leads Women to Perceive Sexy Cads as Good Dads. Journal of Personality and Social Psychology, (accepted) 2012

środa, 17 kwietnia 2013

Genetyka i programowanie mają wiele wspólnego

Porównanie strategii przetrwania genomów prostych organizmów biologicznych i kodów w systemach operacyjnych Linux ujawniło zaskakujące podobieństwa między tymi dwoma złożonymi systemami. Ewolucyjna teoria “przetrwania najlepiej dostosowanych” (survival of the fittest) sprawdza się zarówno w naturalnej selekcji w przyrodzie, jak i systemów cyfrowych.

Pracę na ten temat opublikowano 9 kwietnia tego roku na łamach “Proceedings of the National Academy of Sciences”. Autorami artykułu "Universal distribution of component frequencies in biological and technological systems" są: biolog ewolucyjny dr Sergei Maslov oraz student z Wydziału Fizyki i Astronymii Stony Brook, Tin Yau Pang.

W badaniu porównano bazę danych o genomach około 500 gatunków bakterii, pochodzącą z tzw. KBase, z częstotliwością wykorzystania około 200000 pakietów instalacyjnych Linuxa przez ponad 2 miliony użytkowników tego systemu operacyjnego. Jak wiadomo, cały kod otwartych dystrybucji Linuxa jest otwarty – można go dowolnie modyfikować – dzięki czemu jego elastyczność spontanicznego dostosowywania się do środowiska jest wysoka.

Zdaje się, że najbardziej interesujące w tej publikacji jest nie tyle porównanie elementów kodu programu do fragmentów genomu, co operacja odwrotna. Maslov i Pang zauważyli, że posiadanie określonego “kodu” funkcjonalnego (kompatybilnego) wobec reszty, zwiększa radykalnie szanse na reprodukcję – czy to kodu, czy genomu. Nie tylko niektóre fragmenty kodu/genomu występują częściej, niż pozostałe, ale istnieją też takie, bez których “przetrwanie” nie jest w ogóle możliwe.

Jakie są tego konsekwencje? A choćby taka, że będziemy mogli wskazać te “komponenty”, które są warunkiem koniecznym przetrwania gatunku/systemu operacyjnego. Z badania wynika, że są nimi najczęściej te, którę są najsilniej współuzależnione od innych. Dotyczy to zarówno fragmentów genomu, jak i elementów kodu programistycznego. Wystarczy wskazać te, bez których przeżycie żadnego osobnika/programu nie jest możliwe.

T. Y. Pang, S. Maslov. Universal distribution of component frequencies in biological and technological systems. Proceedings of the National Academy of Sciences, 2013; 110 (15): 6235 DOI:10.1073/pnas.1217795110

czwartek, 4 kwietnia 2013

Mężczyźni bardziej niż kobiety sfrustrowani bezdzietnością


Od wczoraj serwisy internetowe poświecone nauce piszą o przedstawionych 3 kwietnia 2013 roku, na konferencji Brytyjskiego Towarzystwa Socjologicznego, wynikach badania Robina Hadleya z Keele University. Twierdzi on, że mężczczyźni pożądają potomstwa prawie tak mocno, jak kobiety, a jego brak przeżywają bardziej od partnerek, popadając częściej od nich w depresję, złość i smutek.

W kulturze i obyczajowości mocno zakorzenione jest przekonanie, że to kobiety odczuwają większy dyskomfort z tego powodu i to presja z ich strony o wiele częściej powoduje decyzję o posiadaniu potomstwa. Dlatego tezy Hadleya spotkały się z szerokim odzewem.

Z badań wynika, że 59% mężczyzn i 63% kobiet nie posiadających potomstwa wyraziło potrzebę posiadania dzieci. Różnica jest więc niewielka. Co jednak ciekawsze, to mężczyźni częściej od kobiet wyrażali frustrację z powodu bezdzietności.

Połowa badanych mężczyzn odczuwała z tego powodu izolację. Podobne uczucie wyrażało tylko 27% kobiet. Odsetek mężczyzn z depresją powodowaną bezdzietnością wyniósł 38%, podczas gdy wśród kobiet – tylko 27%. Uczucie złości wyraziło 25% mężczyzn i 18% kobiet. Smutku – 56% panów i 43% pań. Zazdrości – odpowiednio 56% i 47%.

Jednocześnie, żaden badany mężczyzna nie wyraził poczucia winy z powodu nie posiadania potomstwa. Uczucie takie wyraziło natomiast 16% kobiet.

Kobiety i mężczyźni różnią się z punktu widzenia motywów chęci posiadania dziecka. Kobiety częściej odwołują się do potrzeb osobistych i biologicznych, mężczyźni natomiast – do nacisków kulturowych, społecznych i rodzinnych.

Wyniki tych badań podważają powszechne przekonanie o tym, że kobiety bardziej niż mężczyźni cierpią z powodu bezdzietności.

Sondaż Handleya został przeprowadzony wśród osób w wieku 20-66 lat (średnia wieku to 41 lat). Należy zaznaczyć, co podkreśla sam autor, że badanie miało na razie charakter wstępny, a jego wyniki muszą zostać potwierdzone.

 http://www.news.com.au/lifestyle/health-fitness/childlessness-hits-men-the-hardest/story-fneuzlbd-1226611596690#ixzz2PV3vgB6a

http://www.timesofmalta.com/articles/view/20130403/health-fitness/would-be-fathers-more-depressed.464041

poniedziałek, 25 marca 2013

Osobowość mężczyzny bardziej zróżnicowana od kobiecej

Duże badanie, w którym uczestniczyło ponad 12000 respondentów z 51 krajów, od Argentyny po Ugandę, wykazało, że mężczyźni mają bardziej zróżnicowane osobowości od kobiet. Peter Borkenau, współautor badań, przekonał 12156 uczniów i studentów do wypełnienia szcegółowego kwestionariusza o “kimś, kogo znali dobrze”: albo kogoś młodszego, albo starszego o więcej niż 40 lat.

W przekroju 51 kręgów kulturowych, męskie typy osobowości okazały się bardziej zróżnicowane na czterech wymiarach tzw. Wielkiej Piątki: ekstrawersji, otwartości, skłonności do zgody (agreeableness) oraz samoświadomości. Wyjątkiem był neurotyzm, który okazał się bardziej zróżnicowany wśród kobiet.

Nie we wszystkich kulturach zaobserwowano większe zróżnicowanie osobowości mężczyzn. W 15 krajach, w tym w Japonii i Peru, sytuacja była odwrotna. W przekroju obu płci, osobowość wykazała większą wariancję w krajach lepiej rozwiniętych gospodarczo i z lepszym systemem edukacji. Kolejnym ciekawym odkryciem okazał się fakt, iż badane kobiety wykazały większe zróżnicowanie w nadawanych cechach osobowości, zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Autorzy badania tłumaczyli, że właśnie z tego powodu wcześniejsze badania, w których dokonywano autodiagnozy osobowości (badani sami określali swój typ) nie wykazały większego zróżnicowania wśród mężczyzn

Z raportu nie wynika jednoznacznie, dlaczego męskie osobowości są bardziej zróżnicowane na większości wymiarów. Autorzy sugerują, że w grę może wchodzić czynnik genetyczny. Cechy osobowości związane z genami na chromosomie X u kobiet mogą być uśredniane z dwóch genetycznych wariantów zawartych na każdym z dwóch żeńskich chromosomów X. Zmniejsza to możliwość radykalnych anomalii, możliwych u mężczyzny, posiadającego tylko jeden chromosom X.

Zjawisko zróżnicowania osobowości u mężczyzn można też tłumaczyć czynnikiami społecznymi, co w jakimś stopniu usprawiedliwiałyby pewne międzykulturowe różnice zasygnalizowane powyżej, jednak trudno jest znaleźć jednoznaczą przyczynę tych różnic. Ważnym odkryciem było to, że męskie osobowości były znacznie bardziej zróżnicowane od kobiecych w kulturach stawiających na indywidualizm. “Wysoki indywidualizm może ułatwiać ekspresję osobowościowych predyspozycji, w większym stopniu wśród mężczyzn, niż wśród kobiet” – pisze Borkenau. Jest tak – w domyśle – dlatego, że w zindywidualizowanych kulturach mężczyźni, spędzając więcej czasu poza domem – mają więcej okazji na manifestowanie swoich cech osobniczych.

Niezależnie od tego, czy przyczyny tkwią w czynnikach społecznych, czy biologicznych, zespół Borkenau’a dowodzi, że różnice płciowe w wariancji typów osobowości ujawniają się wraz z momentem dojrzewania. Badania dzieci w wieku od 3 do 13 lat, opublikowane w 2006 roku, nie wykazały znaczącej statystycznie różnicy między dziewczynkami a chłopcami.

Prowadzenie badań międzykulturowych tego typu powoduje szereg problemów, chociażby logistycznych lub językowych. Zdając sobie z tego sprawę, badacze uwzględnili wskaźniki mierzące jakość zebranych danych (na przykład ilość pytań, na które nie udzielono odpowiedzi) i uwzględnili to przy opracowywaniu wyników. Przyznali, że jakość danych miała wpływ na wyniki, lecz udało im się udowodnić, że wpływ ten nie mógł podważyć głównej tezy.

Tak jak z każdym badaniem osobowości opartym nie na obserwacjach behawioralnych, lecz a kwestionariuszach, do interpretacji wyników należy podchodzić z dużą ostrożnością. To, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety oceniali męskie osobowości jako bardziej zróżnicowane, może świadczyć nie o tym, jacy mężczyźni są w rzeczywistości, ale jak są społecznie postrzegani. Jeśli jednak wyniki te opisują rzeczywistą cechę mężczyzn (w wiekszości kultur), oznacza to, że zróżnicowanie osobowości jest kolejną cechą mężczyzn, w której wariancja tej płci jest wyższa niż kobiet, włączając w to zdolności poznawcze, wysokość czy szybkość biegania.

Borkenau, P., McCrae, R., and Terracciano, A. (2013). Do men vary more than women in personality? A study in 51 cultures Journal of Research in Personality, 47 (2), 135-144 DOI:10.1016/j.jrp.2012.12.001

Odwracalna ewolucja?

clip_image001Badając małe zwierzątka o uroczej nazwie skórożarłoczki skryte - roztocza kurzu domowego odżywiające się naskórkiem fruwającym po naszych mieszkaniach, dwaj biologowie z Uniwersytetu w Michigan ogłosili, że udało im się znaleźć dowód na nieprawdziwość tzw. Prawa Dollo. Mówi ono, że ewolucja jest nieodwracalna - organizm nie może powrócić do formy swoich przodków.

Pavel Klimov i Barry O'Connor twierdzą, że badane przez nich roztocza uległy "odwróconej' ewolucji, przechodząc z pasożytniczego do wolnożyjącego trybu funkcjonowania. Te powszechnie znane organizmy wyewoluowały w ciągu milionów lat z wolno-żyjących do pasożytniczych, po czym powróciły do stanu wolno-żyjących.

Teoria mówiąca o organizmach powracających do stanu swoich przodków jest znana jako Prawo Dollo. Hipoteza postawiona przez belgijskiego paleontologa Luisa Dollo mówiła, iż "organizm nie może powrócić, nawet częściowo, do wcześniejszego stanu, w jakim pozostawali jego przodkowie". Mimo, iż biolodzy ewolucyjni nie byli zgodni co do tego, czy hipoteza ta ma podstawę teoretyczną, istniała ogólna zgoda co do nieodwracalności procesów ewolucyjnych.

"Wszystkie nasze badania zmierzają do konkluzji, iż skórożarłoczki skryte porzuciły pasożytnictwo na rzecz wolnego trybu życia, po czym dostosowały się do szeregu środowisk, w tym do środowiska ludzi" - twierdzą naukowcy z Wydziału Ekologii i Biologii Ewolucyjnej Uniwersytetu w Michigan.

Roztocza są częścią gromady pajęczaków, o których wiemy, że powodują u ludzi symptomy alergiczne, jednak wiedza na temat tych zwierząt jest raczej uboga, szczególnie z punktu widzenia biologii ewolucyjnej. Według Klimova i O'Connora, istnieją aż 62 hipotezy związane z tym, w jaki sposób wolno-żyjące współcześnie roztocza wyewoluowały z wolno-żyjących przodków bądź też z przodków-pasożytów. W celu zarysowania wyczerpującego obrazu ewolucji roztoczy, Klimov i O'Connor przetestowali wszystkie 62 hipotezy. Sekwencjonując DNA, tworząc szczegółowe drzewa filogenetyczne, przeprowadzając analizy statystyczne, udało się im zrekonstruować ewolucyjną historię roztoczy

Roztocze kurzu domowego pojawiają się w linii rozwojowej roztoczy pasożytniczych zwanych Psoroptidia, które nigdy nie opuszczają ciał swoich żywicieli - głównie ssaków i ptaków. Analiza wykazała, że wśród najbliższych przodków roztoczy kurzu domowego znajdują się roztocza skóry, takie jak pasożyty nużycowe zwierząt domowych, a także roztocza uszne psów i kotów.

"Okazało się to na tyle zaskakujące, że zdecydowaliśmy skontaktować się z innymi naukowcami badającymi roztocza, by uzyskać ich odpowiedź jeszcze przed wysłaniem naszego tekstu do publikacji" - piszą Klimov i O'Connor. "Pasożyty potrafią szybko wytworzyć wysoko zaawansowane mechanizmy eksploatacji żywiciela i w ten sposób stracić umiejętność funkcjonowania poza jego organizmem. (…) Doświadczają też one degradacji lub wręcz utraty wielu genów, ponieważ nie potrzebują ich w zasobnym środowisku żywiciela dostarczającego im zarówno przestrzeni życiowej, jak i pożywienia."

Badanie objęło próbki roztoczy z 19 krajów od Północnej i Południowej Ameryki, przez Europę, Afrykę, po Azję. Do badania zgromadzono około 700 gatunków roztoczy.

http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23417682

środa, 20 marca 2013

Czy praca zabija?

clip_image001

Praca jest pierwszą w kolejności przyczyną stresu w naszym życiu. Ma ona znaczący wpływ na nasz dobrostan. Takie wnioski można wysnuć na podstawie sondażu przeprowadzonego na próbie 2000 mieszkańców Wielkiej Brytanii. Badanie zrealizowała organizacja Mind. Wynika z niego, że aż 34% mieszkańców Wysp uważa swoją pracę za bardzo stresującą. Drugim w kolejności czynnikiem stresogennym okazały się problemy finansowe (30%), a trzecim - sprawy zdrowotne (17%).

Wcześniejsze badania wskazywały, że stres w pracy zwiększa ryzyko zawału serca o 23%. 7% (a w przypadku osób w wieku 18-24 lata - 10%) populacji miało myśli samobójcze wynikające z sytuacji w pracy a jedna na pięć osób (18%) - stany lękowe.

Długotrwały stres zwykle skłania ludzi do sięgnięcia po alkohol i/lub inne narkotyki. Jak wynika z badania, 3 na 5 osób pije alkohol po pracy, aby się odstresować, a 1 na 7 pije w czasie pracy, by poradzić sobie ze stresem i napięciem.

Inne sposoby radzenia sobie ze stresem, to:

  • Palenie tytoniu (28%)
  • Przyjmowanie antydepresantów (15%)
  • Przyjmowanie w zawyżonych dawkach tabletek nasennych (16%)
  • Przyjmowanie tabletek nasennych w dawkach przepisanych przez lekarza (10%).

Autorzy raportu piszą:

Udało nam się pokazać, że kultura, w której żyjemy, jest kulturą strachu przed stresem i milczenia o nim. Tymczasem stres jest ogromnie kosztowny dla przedsiębiorstw, gdyż pracownicy wykonują swoje obowiązki o wiele mniej efektywnie.

Inne wnioski z badania

Jeden na pięciu (19%) pracowników bierze jednodniowe zwolnienia z pracy z powodu stresu (pozostałe 81% podaje inne przyczyny nieobecności).

Jeden na dziesięciu (9%) badanych rzucił choć raz pracę z powodu stresu, a jeden na czterech (25%) myślał o rzuceniu pracy z powodu nerwowej atmosfery i napięcia w miejscu pracy. 19% respondentów przyznało, że nie potrafiliby powiedzieć swojemu szefowi o wszechogarniającym ich stresie.

Choć aż u 22% badanych zdiagnozowano problemy ze zdrowiem psychicznym, tylko 10% przyznało się do tego swoim przełożonym.

Konkluzje

Stres nie zawsze jest czymś jednoznacznie negatywnym. Człowiek jest, jak sugeruje Sapolsky, jedynym zwierzęciem, które powszechnie musi mierzyć się z długotrwałym stresem, a ten ma bez wątpienia druzgocący wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne. Jeden na sześciu pracowników cierpi teraz na depresję, przewlekły stres lub stany lękowe. Niektórzy menedżerowie i kierownicy dostrzegają ten problem, ale nie czują się dostatecznie kompetentni, by próbować go rozwiązać.

Jak rozpoznać, że twój partner cię zdradza?

Strach przed kompromitacją w łóżku połączony ze skłonnością do ryzykownych zachowań seksualnych czynią zarówno kobiety, jak i mężczyzn bardziej skłonnymi do zdradzania. Badania, które uzasadniają tę na pozór nielogiczną hipotezę, przedstawiono w piśmie Archives of Sexual Behavior (czerwiec 2011).

Osoby skłonne do ryzyka zdradzają, by w ten sposób zwiększyć jeszcze bardziej zadowolenie seksualne. Mniej oczywiste jest, dlaczego zdradzają osoby z kompleksami seksualnymi. Doktor Kirsten Mark z Indiana University twierdzi, że osoby takie mogą odczuwać mniejsze napięcie angażując się w relacje z osobami nie znającymi ich przeszłych doświadczeń seksualnych.



Odkrywanie niewierności 

Określenie liczby zdradzających w społeczeństwie zależy od tego, jak zdefiniujemy zdradę, jak również, w jaki sposób uzyskamy tego typu drażliwe informacje. Szereg porządnie metodologicznie przygotowanych badań mówi, że zdradzający stanowią 20-25% ogółu dorosłych mężczyzn i 10-15% ogółu dorosłych kobiet. Warto tu nadmienić, że różnica ta z każdym rokiem maleje – prawdopodobnie już niedługo kobiety będą zdradzać swoich partnerów tak samo często, jak mężczyźni zdradzają swoje partnerki.

Czynników wpływających na skłonność do zdradzania jest wiele. Pieniądze (bogaci zdradzają częściej) i zdrowy związek (osoby w toksycznych związkach częściej szukają zdrady) to tylko niektóre z nich. Jednak badanie o którym piszę bardziej szczegóło poniżej dowodzi, że indywidualne cechy osobowości mają większy wpływ na skłonność do zdrady, niż czynniki demograficzne, czy też te opisujące charakter związku.

Korzystając z ankiety on-line, Mark i jej współpracownicy przepytali 506 monogaicznych mężczyzn i 416 monogamicznych kobiet. Pytania dotyczyły zadowolenia ze związków, w jakich są badane osoby, zachowań seksualnych i tego, czy badani kiedykolwiek oszukiwali swoich partnerów. Medianowy wiek respondentów wyniósł 31. Połowa z nich pozostawała w związkach małżeńskich.

Odsetek zdradzających był podobny w przypadku obu płci. 23% mężczyzn i 19% kobiet przyznało się, że przynajmniej raz dokonało czynności seksualnej z osobą trzecią, która to czynność mogła narazić na szwank ich związek, gdyby partner lub partnerka się o tym dowiedział/dowiedziała. Wśród osób zdradzających było dwa razy mniej osób religijnych, niż wśród nie zdradzających. Podobnie z posiadaniem pracy – pracujący zdradzają częściej niż bezrobotni. Nie powinno dziwić, iż zdradzanie jest mocno związane z poczuciem braku szczęścia w relacjach damsko-męskich.

Osobowość seksualna 

Najważniejsze jednak okazały się tzw. “osobowości seksualne”. Mężczyźni, którzy przyznają, iż bardzo łatwo osiągają ekscytację seksualną, zdradzają częściej niż pozostali. Każdy punkt procentowy więcej w pomiarze zdolności do ekscytacji równa się czterema punktami procentowymi więcej ryzyka popełnienia zdrady.

Co ciekawe, w przypadku kobiet nie ma związku między skłonnością do ekscytacji seksem a skłonnością do zdrady. Tym, co wpływa w przypadku kobiet, jest stopień satysfakcji z obecnej relacji. Pozostawanie w nieszczęśliwym związku lub poczucie braku dopasowania (wzrost indeksu o 1%) zwiększa prawdopodobieństwo zdrady o 2,6-2,9%.

Zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn strach przed konsekwencjami seksu “na boku” i obawa przed kompromitacją wpływają na skłonność do niewierności. Kiedy zastanawiamy się nad konsekwencjami, takimi jak niechciana ciąża, choroby przenoszone drogą płciową, czy nakrycie na wysyłaniu przez internet zdjęć krocza, zmniejsza się nasza chęć do zdradzania. Każdy punkt procentowy więcej równa się 13% mniejszym szansom na zdradę kobiet i 7% mniejszym szanso na zdradę mężczyzn.

Obawa o swoje zdolności w łóżku ma odwrotny wpływ. Osoby, które martwią się o to, czy osiągną erekcję albo czy będą miały orgazm, zdradzają częściej niż pozostali – kobiety o 8% (przy wzroście obaw o 1 punkt procentowy), a mężczyźni o 6%.

Tylko seks się liczy

Istotnym morałem, jaki można wysnuć z tych badań, jest to, że rozumienie osobowościowych cech osobniczych związanych z seksualnością, może pomóc nam zrozumieć niewierność. Jeśli więc zastanawiasz się, czy warto poślubić profesora uniwersytetu, bo obawiasz się zdrady z jego strony, nie zwracaj uwagi na jego zawód, ale na to, jak zachowuje się w łóżku.

Oczywiście, niektóre zmienne demograficzne mają wpływ na skłonność do zdradzania, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie zmienne, to te związane z osobowością seksualną okazują się zdecydowanie najważniejsze.

wtorek, 12 marca 2013

Zagubieni Niemcy w Dolinie Śmierci czyli o orientacji w terenie

Samochód niemieckiej rodziny znaleziony w październiku 1996 roku
Kalifornia, Dolina Śmierci, rok 1996. Patrol w śmigłowcu spostrzega w pobliżu Kanionu Anvil stojącego samotnie minivana. Strażnikom wydaje się to niepokojące z dwóch powodów. Po pierwsze, do tego miejsca nie prowadzi żadna droga, a – po drugie – wydostać się stamtąd bez samochodu z napędem na cztery koła byłoby bardzo ciężko.
Szybko udało się ustalić, że samochód został ostatnio wynajęty przez czwórkę niemieckich turystów – mężczyznę, kobietę i ich dwóch synów (4 i 11 lat). Jednak po Europejczykach nie było ani śladu.
Ich ciał szukano przez następne 15 lat, dopóki Tom Machood – z zawodu fizyk, a zamiłowania podróżnik – nie odtworzył ich wędrówki. Na swojej stronie pasjonująco opisuje on kolejne tragiczne w skutkach błędy, jakie popełnili: błedne odczytywanie stromości kanionu podczas schodzenia, nieumiejętne korzystanie z mapy, która w końcu zawiodła ich na manowce. Błędów, które doprowadziły niemiecką rodzinę do rozdzielenia się i strasznej śmierci w skwarnym pustynnym słońcu. Paradoskalnie, kości Niemców zostały znalezione tylko kilka kilometrów od ludzkich zabudowań…
Ta smutna historia pokazuje, jak łatwo człowiek może stać się bezbronny w zderzeniu z dzikim środowiskiem. Ludzie gubią się po części dlatego, że przestaliśmy być tak uważni, jak nasi przodkowie i zatraciliśmy pierwotne sposoby czytania otoczenia. Nawet gdyby tak nie było, ludzkie umiejętności poszukiwania drogi, szlaku do celu, poruszania się w nieznanym śroodowsku, są słabsze od umiejętności wielu pokrewnych nam zwierząt
Geograf i psycholog z Uniwersytetu Kalifornijskiego twierdzi, że “mimo, iż wrodzone umiejętności orientacji ludzi w terenie się różnią, to każdy może się pod tym względem doskonalić w trakcie życia”.
 

Naturalne sposoby orientacji

W przeszłości, uniknięcie zabłądzenia w lesie, górach lub dżungli było sprawą życia lub śmierci. Jeden zły zakręt móg poprowadzić nieszczęśnika do hieniej nory albo w pustkowie, gdzie umierał on z pragnienia. W związku z tym, wszystkie pierwotne kultury orientowały się w terenie obserwując pozycję słońca lub innych gwiazd w relacji do stałej w swym położeniu Gwiazdy Polarnej.
Polinezyjscy żeglarze podążali szlakiem obserwując fale oceanu – naturalne wznoszenia się i opadania mas wody powstałe w wyniku tworzenia się prądów na dnie oceanu. Ponieważ takie fale mogą przesuwać się w tej samym kierunku przez wiele dni, mogły służyć jako świetne i mało zawodne źródło orientacji na morzu.
Zarówno woda, jak i ląd, dostarczają wskazówek do sprawnego poruszania się w terenie. Trawa, co prawda, porusza się w tym kierunku, w którym wiatr wieje danego dnia, ale już kierunek ułożenia gałęzi drzewa wskazywać może na kierunek wiatru w długim horyzoncie czasowym, co może być bardzo pożyteczne w poszukiwaniu drogi.
 

Nauczyć się lub stracić

Kształtowanie w umyśle map miejsc, w których się jest lub było, neurolodzy określają mianem mental-mappingu. Odpowiada za tę czynność część mózgu nazywana hipokampem. Badania dowodzą, że ludzie mogą doskonalić tę umiejętność w praktyce. Jak się na przykład okazało, hipokampy londyńskich kierowców taksówek są większe i bardziej gęste, niż przeciętnych mieszkańców stolicy Anglii (pisze o tym Colin Ellard, psycholog i auor książki “You Are Here”; Doubleday, 2009).
Podobnie, okazuje się, że osoby regularnie grające w gry typu First-Person-View, mają lepszą orientację przestrzenną od osób, które nie uprawiają takich rozrywek. To jeden z argumentów, że gry video nie zawsze muszą szkodzić.
Zdolność orientacji przestrzennej można więc wyćwiczyć, ale równie dobrze możemy ją stracić w skutek nieużywania. Korzystanie z nawigacji GPS przez choćby kilka godzin upośledza na pewien czas zdolności lokalizacyjne. Poddając się technologii, zapominamy o naszych naturalnych zdolnościach.
 

Zmysł zwierzęcy

Prawdą jest również, że ludzki zmysł orientacji przestrzennej jest po prosu mniej doskonały niż wielu innych zwierząt. Dla przykładu migrujące ptaki (jeszcze o nich tu napiszę) używają czegoś w rodzaju wbudowanych w ich ciała magnetycznych kompasów i hydrolokatorów, dzięki którym tworzą w swoich mózgach niezwykle szczegółowe mapy i według nich podróżują na wielkie odległości. Zwierzęcy zmysł orientacji jest instynktowny i bardzo głęboko zakorzeniony genetycznie.
Możemy wręcz z przykrością stwierdzić, że zmysł orientacji przestrzennej ludzi, w porównaniu ze zwierzętami, jest dosyć wadliwy. Kiedy zawiążemy człowiekowi oczy, albo nawet pozostawimy w trudnym do orientacji terenie (gęsty las), to choćby chciał on iść w jednym kierunku, będzie w rezultacie poruszał się po okręgu. Afrykańskie mrówki potrafią natomiast iść po prostej nawet wiele kilometrów. Mimo niewielkiego mózgu, potrafią one ze zdumiewającą dokładnością przemierzać trasę z punktu A do punktu B.
Choć zwierzęcy zmysł orientacji jest bardziej precyzyjny od ludzkiego, to elastyczność w umiejętności dobierania sposobów dotarcia do celu jest lepiej rozwinięta u człowieka. Migrujące zwierzęta potrafią podróżować tysiące kilometrów, ale zazwyczaj cel ich wypraw jest z góry określony. Ludzie korzystają z punktów orientacyjnych, sygnałów kierunkowych, zastanawiają się, ile już przemierzyli i ile ich dzieli do celu i szeregu innych działań uatwiającym ich przemieszczanie się w przestrzeni. Słowem, orientacja zwierząt jest prostsza i bardziej precyzyjna, ludzi bardziej złożona i znaczniej zawodna.

 

Orientacyjne tips and tricks

Z punktu widzenia nauki, jest kilka prostych sposobów, które zmniejszą szanse zagubienia w nieznanym terenie. Pierwszą ważną rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest to, że otoczenie wygląda zupełnie inaczej w zależności od tego, w którym kierunku się poruszamy. Więc, jeśli planujemy powrót tą samą trasą, warto jak najczęściej obracać się i obserwować krajobraz z tej perspektywy. Drugą wskazówką jest zwracanie uwagi na charakterystyczne punkty orientacyjne oraz stosowanie tzw. nawigacji zliczeniowej (dead reckoning) – czyli zliczanie czasu przemieszczania się między poszczególnymi punktami.













poniedziałek, 11 marca 2013

Instytucje wobec nadużyć seksualnych

Prygnębiającym znakiem naszych czasów jest ludzka omylność połączona z dotychczasowo “bezpiecznym” środowiskiem. Otoczone wcześniej czcią instytucje – uniwersytety, wojsko, kościół, harcerstwo – obecnie przodują w dostarczaniu nam smutnych lub oburzających wiadomości.

Z coraz większej liczby dowodów wynika, że wydostanie się z seksualnej traumy jest trudniejsze, jeśli ofiara została skrzywdzona przez sprawcę w teoretycznie “bezpiecznym” środowisku.

W badaniu, którym objęto 345 studentek uniwersyteckich, wśród 233 stwierdzono niechciane doświadczenia seksualne w przeszości, a 46% ofiar, zostało również zdradzonych przez instytucje, w których dochodziło do takich czynów. W końcowych wnioskach stwierdza się, że ci, którzy doświadczyli nieuczciwości ze strony instytucji, cierpieli najmocniej na większości post-traumatycznych wskaźników, włączając w to anoreksję i objawy dysocjacyjne.

Wyniki tego badania ukazały się w Journal of Traumatic Stress, naukowcy użyli dziesięcioelementowego narzędzia analitycznego pod nazwą “The Institutional Betrayal Questionnaire" w celu zbadania instytucjonalnej przemocy. Jedna z członkiń zespołu badawczego, dr Jennifer J. Freyd powiedziała:

“Nasze prace nad ‘zdradzieckimi’ instytucjami zbiegają się w czasie z narastającą nieufnością społeczną i uwrażliwieniem na krzywdę wyrządzaną przez nieodpowiedzialne instytucje w różnych sytuacjach o charakterze przemocowym. (…) Poprzez opisywanie sposobów i skutków tego typu zdrady, mamy nadzieję na wzbudzenie debaty na temat poprawy funkcjonowania instytucji w tym względzie”

Badanie jest o tyle ciekawe, że bierze pod lupę to, co zazwyczaj pomijano w badaniach emocjonalnego, fizycznego i seksualnego molestowania i nękania, skupiając się na sytuacji między dwoma lub więcej osób, pomijając jednocześnie przemoc instytucji wobec jednostki. Instytucji, której skrzywdzona ofiara zazwyczaj ufa i oczekuje od niej ochrony.

Pierwotnie badanie objęło 514 kobiet i mężczyzn, nie zdających sobie sprawy z tematu badania (po to, by uniknąć samodzielnej selekcji badanych chcących lub nie chcących wziąć udział w projekcie). W ostateczności do koejnej próby wzięto tylko kobiety z takimi doświadczeniami (średnia wieku – 19,67).

Niechciane doświadczenia seksualne objęte badaniem, zostały opisane i zmierzone na 12-stopniowej skali, gdzie wyższa liczba wyrażała współwystępowanie przemocy werbalnej, fizycznej, alkoholowej lub narkotykowej.

Autorzy badania stwierdzają, że instytucje nie pełnią zazwyczaj roli bezpośredniego sprawcy niepożądanych zachowań. Jest to szczególnie widoczne w wielkich isstytucjach, gdzie przyszła ofiara czuje się bezpieczna.

Dzięki “The Institutional Betrayal Questionnaire” – narzędzia stworzonego przez Smitha i Freyda – udało się opisać typowe zachowania instytucji w opisywanych tu sytuacjach:

  • problem jest traktowany jako “nic wielkiego”,
  • nie podejmowanie żadnych działań w związku z zaistniałym zdarzeniem,
  • zamiatanie problemu pod dywan, reakcje nieadekwatne, karanie nie sprawcy, ale ofiary.

Źródło: University of Oregon

niedziela, 10 marca 2013

Płacenie za odchudzanie jest skuteczne

 

Pieniądze czynią cuda. Forsa jest w stanie nie tylko odmienić nasz system wartości. Może zrobić coś o wiele bardziej namacalnego. Tak, “namacalnego” to dobre słowo w tym konteście. Okazuje się, że pieniądze pozwalają zrzucić zbędne kilogramy. Zaskoczeni? Dowodzą tego najnowsze badania naukowców z kliniki w Mayo.

Okazuje się, że zrzucanie kilogramów jest skuteczniejsze, jeśli za postępy w odchudzaniu badani otrzymują gratyfikację pieniężną. Są wtedy bardziej zdeterminowani, obowiązkowi i – co najważniejsze – tracili wagę szybciej niż ci, którzy za udział w programie nie otrzymywali pieniędzy.

Badanie, o którym mowa, jest kolejnym potwierdzającym wpływ gratyfikacji finansowych na postępy w odchudzaniu. Poprzednie były jednak realizowane na miejszej grupie badawczej i w którszym okresie. Badanie kliniki w Mayo było przeprowadzone na grupie 100 osób i trwało 12 miesięcy. Wzięły w nim osoby z przedziału wiekowego 18-63 lata ze współczynnikiem BMI (body mass index) między 30 a 39,9 kg/m2. Powszechnie uznaje się, że współczynnik BMI na poziomie 30 i więcej, świadczy o otyłości.

Badanych podzielono na cztery grupy, spośród których dwie otrzymywały wynagrodzenie za postępny w odchudzaniu, a dwie pozostałe nie otrzymywały żadnych gratyfikacji finansowych.

Uczestnikom badania wyznaczono zadanie pozbywania się co miesiąc 2 kilogramów wagi, aż do osiągnięcia pożądanego, wcześniej określonego, ciężaru ciała. Badacze monitorowali postępy w odchudzaniu co miesiąc, przez prawie rok. Osobom z dwóch grup badawczych obiecano wypłatę 20 dolarów za osiągnięcie miesięcznego celu. Jeśli cel nie zostawał osiągnięty, badani musieli wpłacać 20 dolarów do specjalnego funduszu bonusowego. Na zakończenie badania, spośród osób, którym udawało się realizować miesięczne cele, wylosowano jedną, która otrzymała środki zgromadzone w funduszu bonusowym.

Aż 62% badanych z grup, którym płacono za osiągnięcie celu, osiągnęło ostateczny sukces. Odsetek ten w grupach, którym nie płacono, wyniósł tylko 26%! Średnia utrata wagi w pierwszych grupach wyniosła 4 kilogramów, zaś w grupie osób, którym nie płacono, tylko 1 kilogram.

Wniosek z badania jest prosty: gratyfikacja finansowa okazuje się bardzo skutecznym motywatorem odchudzania. Poprawia ona wymierne rezultaty kontroli nad masą ciała, utrzymywaniu reżymu, stosowanie się do założonych zasad.

Wyniki tego badania zostały przedstawione 9 marca 2013 na American College of Cardiology's 62nd Annual Scientific Session