Żyjemy w czasach,
gdy ostatecznej wiedzy i interpretacji o docierających do nas faktach
dostarczają osoby określanie zbiorowym mianem "ekspertów". Kiedy
tylko wydarzy się coś niespodziewanego, trudnego do zrozumienia, tragicznego,
na ekranach telewizorów widzimy specjalistów różnych dziedzin tłumaczących -
najczęściej post factum - zaistniałe zdarzenia. Powołuje się zespoły ekspertów
do zbadania afer gospodarczych, katastrof, nieszczęśliwych wypadków itd.
Zadajmy sobie
pytanie, na które odpowiedź tylko pozornie jest oczywista. Na ile wiedza
dostarczana przez jednostkowych lub zgromadzonych w niewielkich grupach
ekspertów jest bardziej wartościowa od wiedzy, którą tworzą duże zbiorowości
jednostek, spośród których zdecydowana większość nie jest w żadnym stopniu
ekspertem z danej dziedziny, w sytuacji, w której głos każdej z nich waży
dokładnie tyle samo?
Odpowiedź na to
pytanie może być zaskakująca. Oto kilka przykładów udowadniających, że tłum
czasami wie lepiej niż niejeden ekspert.
Pamiętają Państwo na
pewno prowadzony przez Huberta Urbańskiego program "Milionerzy".
Uczestnik tego show, w sytuacji, gdy nie potrafił sam udzielić prawidłowej
odpowiedzi na pytanie, mógł skorzystać z "kół ratunkowych". Poza
zredukowaniem możliwych opcji wyboru, pretendent do miliona mógł poprosić o
pomoc publiczność złożoną z przypadkowych osób, głosujących na prawidłową,
według nich, odpowiedź. Mógł też zadzwonić do osoby, którą uważał za
"eksperta" w danej dziedzinie. Co się okazało? "Eksperci"
odpowiadali całkiem nieźle. W amerykańskiej wersji "Milionerów"
odsetek prawidłowych odpowiedzi "ekspertów" wyniósł 66%. Wynik ten
blednie jednak, gdy porówna się go z trafnością odpowiedzi publiczności - 91%.
"Milionerzy"
nie spełniają jednak szeregu metodologicznych kryteriów pozwalających uznać ten
wynik za dowód na przewagę tłumu nad ekspertami. Aby to sprawdzić, Scott Page z
Uniwersytetu w Michigan przeprowadził eksperyment mający na celu zbadanie, na
ile różnorodność grupy postawionej przed rozwiązaniem jakiegoś problemu ma
wpływ na powodzenie tego zadania. Po porównaniu szeregu grup liczących od 10 do
20 członków, grup różnych pod względem homogenicznności, od tych, które złożone
były z samych "bystrzaków", przez grupy dobrane całkowicie losowo, po
te złożone z samych "tępaków", okazało się, że najlepiej radziły
sobie te grupy, w których zróżnicowanie było największe. Wniosek - aby stworzyć
zespół sprawnie rozwiązujący dany problem - zgromadźmy w nim przypadkowe
jednostki. To nie "eksperckość", ale różnorodność jest wartością.
Dlaczego tak się
dzieje? Moim zdaniem w grę wchodzi kilka czynników. Po pierwsze w zróżnicowanej
grupie lepiej działa konkurencja między poszczególnymi jednostkami, ponieważ
rozpiętość aspiracji jest wyższa niż w grupach homogenicznych. Po drugie,
celowy dobór "ekspertów" zakłada, że domyślamy się, jakie cechy
osobnicze mogą być przydatne w rozwiązaniu problemu, co nie zawsze jest trafne.
Lepiej więc dobrać różnych "specjalistów" z różnych dziedzin, bo
wtedy szansa, że któryś trafi na rozwiązanie, jest lepsza. Grupy heterogeniczne
łatwiej też organizują się w struktury ułatwiające samoorganizację, łatwiej
wybierają liderów i wykonawców. Działają sprawniej niż zespoły ekspertów.
Na koniec historia z
28 stycznia 1986 roku, gdy o godzinie 11.38 amerykański wahadłowiec
"Challenger", po wzniesieniu się na wysokość 16 kilometrów, na 74
sekundy po starcie, niespodziewanie eksplodował. Wyjaśnianie przyczyn tej
tragedii przez grupy specjalistów trwało miesiącami. Jednak informacja, kto
jest winny katastrofy, pojawiła się tak naprawdę w ciągu niespełna doby. Jak to
możliwe?
Przy produkcji
"Challengera" brali udział trzej wielcy kontrahenci: Rockwell
International (zbudował wahadłowiec i jego silniki), Martin Marietta
(zewnętrzny zbiornik paliwa) oraz Morton Thiokol (budowa rakiety nośnej na
paliwo stałe). Wszystkie z tych firm były notowane na giełdzie. Natychmiast po
katastrofie kursy wszystkich spadły, jednak największy spadek zanotowały akcje
Morton Thiokol - aż o 12%. Giełda wskazała tę firmę, jako głównego winowajcę
katastrofy, mimo że przez pierwszą dobę nie upubliczniano żadnych informacji o
prawdopodobnych przyczynach katastrofy. Dopiero po pół roku specjalna ekspercka
komisja orzekła, że zawiodły uszczelki o-ring w rakietach produkowanych przez
Morton Thiokol… Tysiące indywidualnych graczy giełdowych, dysponujących
rozproszoną, pokawałkowaną wiedzą i przeczuciami, rozwiązały zagadkę
natychmiast, podczas gdy eksperci potrzebowali do tego pół roku….