sobota, 16 lutego 2013

Uciec jak najbliżej. Czy bliskość oznacza udany związek?


Zdrowy rozsądek każe sądzić, że najważniejszym warunkiem szczęśliwego związku jest poczucie bliskości z partnerem. Ostatnio okazało się jednak, że istotniejsze od poczucia bliskości jest to, czy jesteśmy tak blisko, jak chcemy być, nawet jeśli obiektywnie nie jest to żadna bliskość.

Dr David M. Frost z Columbia University's Mailman School of Public Health:

Nasze badanie wykazało, że osoby tęskniące za bardziej intymnym związkiem, w równym stopniu jak osoby potrzebujące większego dystansu, narażone są na ryzyko problemów w związku. (…) Jeśli chcesz, aby twoja relacja z partnerem była zdrowa i satysfakcjonująca, powinieneś starać się wypracować ten stopień bliskości, który odpowiada twoim potrzebom.
Szczegółowe wyniki badania zostaną opublikowane niebawem, w kwietniowym wydaniu Personality and Social Psychology Bulletin. Wzięły w nim udział 732 osoby, kobiety i mężczyźni zamieszkujący Stany Zjednoczone i Kanadę. Co roku, przez trzy lata, wypełniali oni elektroniczny kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi stopnia intymności ich związków, zadowolenia z życia uczuciowego, przywiązania, myślach o rozstaniu oraz symptomach depresji.

Edvard Munch "Amor and Psyche"
Różnicę między idealnym a rzeczywistym stopniem bliskości w związku ustalano poprzez wybór przez badanych jednego z sześciu zachodzących na siebie okręgów symbolizujących stopień pokrywania się oczekiwań co do intymności relacji ze stanem faktycznym. Zastosowana metoda jest znaną w psychologii miarą bliskości "Inclusion of Other in Self" (IOS). Wskazuje ona na "wspólność" związku, wspólną tożsamość, podzielane wartości, punkty widzenia, priorytety życiowe, cechy osobowości.

U ponad połowy respondentów (57%) stwierdzono poczucie zbyt dużego dystansu między nimi a ich partnerami. 37% było zadowolonych ze stopnia zażyłości tylko niewielka mniejszość (5%) wykazała się poczuciem zbyt dużej bliskości. Stopień rozbieżności między aktualnym a wymarzonym stopniem intymności był skorelowany z niską "jakością" związku i wysokim stopniem symptomów depresji. Efekt ten występował w równym stopniu w przypadku badanych wykazujących zbyt wysoki, jak i zbyt niski stopień intymności. Zaskakujące, że negatywne efekty "rozbieżności w intymności" występowały niezależnie od tego, jak blisko badani czuli się związani z partnerem. Istotna okazała się nie bliskość, ale rozbieżność.

W trakcie realizacji badania, które - przypomnijmy - trwało 3 lata - niektórzy badani doświadczali nowej sytuacji, w której wymarzony stopień intymności pokrywał się z tym, czego doświadczali aktualnie z nowym lub tym samym partnerem. W tych przypadkach zaobserwowano poprawę zarówno jakości związku, jak i zdrowia psychicznego. Analogicznie, ci, u których pojawiało się poczucie zbyt dużej lub zbyt małej bliskości z partnerem, byli bardziej skłonni do narzekania na swój związek i do myśli o zerwaniu.

Udowodnienie roli dysonansu oczekiwań oraz rzeczywistej bliskości może odegrać ważną rolę w opracowywaniu nowych metod psychoterapii małżeństw i par pozamałżeńskich.
Najlepiej, jeśli przestaniemy zastanawiać się, co stanowi o udanym związku danej pary - stwierdza dr Frost. - Jako psychoterapeuci powinniśmy raczej próbować ustalić, w jak bliskim związku są nasi pacjenci i jak to się ma do ich indywidualnych oczekiwań.
Odkrycie Frosta stanowi też przyczynek do wielu kolejnych pytań, na przykład o to, w jaki sposób indywidualna "rozbieżność intymności" wpływa na partnerów, a także jaki wywiera wpływ na życie seksualne. Można też zastanawiać się, czy opisany powyżej mechanizm  nie ma szerszego zastosowania - nie tylko w relacjach uczuciowych, ale na przykład w interakcjach między współpracownikami, rodzicami i dziećmi, pacjentami i lekarzami, itp...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz