Zdrowy rozsądek każe
sądzić, że najważniejszym warunkiem szczęśliwego związku jest poczucie bliskości z partnerem. Ostatnio
okazało się jednak, że istotniejsze od poczucia bliskości jest to, czy jesteśmy tak blisko, jak chcemy być,
nawet jeśli obiektywnie nie jest to żadna bliskość.
Dr David M. Frost z Columbia
University's Mailman School of Public Health:
Nasze badanie wykazało, że osoby tęskniące za bardziej intymnym związkiem, w równym stopniu jak osoby potrzebujące większego dystansu, narażone są na ryzyko problemów w związku. (…) Jeśli chcesz, aby twoja relacja z partnerem była zdrowa i satysfakcjonująca, powinieneś starać się wypracować ten stopień bliskości, który odpowiada twoim potrzebom.
Szczegółowe wyniki
badania zostaną opublikowane niebawem, w kwietniowym wydaniu Personality and
Social Psychology Bulletin.
Wzięły w nim udział 732 osoby, kobiety i mężczyźni zamieszkujący Stany
Zjednoczone i Kanadę. Co roku, przez trzy lata, wypełniali oni elektroniczny
kwestionariusz z pytaniami dotyczącymi stopnia intymności ich związków,
zadowolenia z życia uczuciowego, przywiązania, myślach o rozstaniu oraz
symptomach depresji.
Edvard Munch "Amor and Psyche" |
Różnicę między
idealnym a rzeczywistym stopniem bliskości w związku ustalano poprzez wybór
przez badanych jednego z sześciu zachodzących na siebie okręgów symbolizujących
stopień pokrywania się oczekiwań co do intymności relacji ze stanem faktycznym.
Zastosowana metoda jest znaną w psychologii miarą bliskości "Inclusion of
Other in Self" (IOS). Wskazuje ona na "wspólność" związku,
wspólną tożsamość, podzielane wartości, punkty widzenia, priorytety życiowe,
cechy osobowości.
U ponad połowy
respondentów (57%) stwierdzono poczucie zbyt dużego dystansu między nimi a ich
partnerami. 37% było zadowolonych ze stopnia zażyłości tylko niewielka
mniejszość (5%) wykazała się poczuciem zbyt dużej bliskości. Stopień
rozbieżności między aktualnym a wymarzonym stopniem intymności był skorelowany
z niską "jakością" związku i wysokim stopniem symptomów depresji.
Efekt ten występował w równym stopniu w przypadku badanych wykazujących zbyt
wysoki, jak i zbyt niski stopień intymności. Zaskakujące, że negatywne efekty
"rozbieżności w intymności" występowały niezależnie od tego, jak
blisko badani czuli się związani z partnerem. Istotna okazała się nie bliskość,
ale rozbieżność.
W trakcie realizacji
badania, które - przypomnijmy - trwało 3 lata - niektórzy badani doświadczali
nowej sytuacji, w której wymarzony stopień intymności pokrywał się z tym, czego
doświadczali aktualnie z nowym lub tym samym partnerem. W tych przypadkach
zaobserwowano poprawę zarówno jakości związku, jak i zdrowia psychicznego.
Analogicznie, ci, u których pojawiało się poczucie zbyt dużej lub zbyt małej
bliskości z partnerem, byli bardziej skłonni do narzekania na swój związek i do
myśli o zerwaniu.
Udowodnienie roli
dysonansu oczekiwań oraz rzeczywistej bliskości może odegrać ważną rolę w
opracowywaniu nowych metod psychoterapii małżeństw i par pozamałżeńskich.
Najlepiej, jeśli przestaniemy zastanawiać się, co stanowi o udanym związku danej pary - stwierdza dr Frost. - Jako psychoterapeuci powinniśmy raczej próbować ustalić, w jak bliskim związku są nasi pacjenci i jak to się ma do ich indywidualnych oczekiwań.
Odkrycie Frosta
stanowi też przyczynek do wielu kolejnych pytań, na przykład o to, w jaki
sposób indywidualna "rozbieżność intymności" wpływa na partnerów, a
także jaki wywiera wpływ na życie seksualne. Można też zastanawiać się, czy
opisany powyżej mechanizm nie ma
szerszego zastosowania - nie tylko w relacjach uczuciowych, ale na przykład w
interakcjach między współpracownikami, rodzicami i dziećmi, pacjentami i
lekarzami, itp...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz